sobota, 24 grudnia 2011

Grudniowe bieganie

Można nieskromnie uznać, że jestem w pełni gotowy na święta. Co prawda, o ile w domu mało pomagałem z racji pobytu w Zakopanem, o tyle moja forma, waga oraz samopoczucie są jak najbardziej gotowe. Ostatnie 18dni, tak jak już pisałem, przebywałem na obozie(a w zasadzie dwóch) w Zakopanem. Muszę przyznać, że w takich warunkach w jakich trenowałem przez pierwszą częśc obozu, nie trenowałem nigdy. Życzę sobie i każdemu, żeby tak wyglądały wszystkie zimowe obozy. Dodatkowo poznałem osoby, o których wcześniej mogłem tylko czytac na portalach biegowych z czego jestem bardzo uradowany. Trenowałem spokojnie, nie były to codzienne wycieczki po 30km, nie kończyłem również swoich treningów po 3:32/km, ale mimo tego czuję, że był to bardzo dobrze przetrenowany okres. Najbardziej podobały mi się treningi na hali i siłownia, dzięki trenerze T.R. za kilka godzin miłego wycisku. To co przypadło mi również do gustu to to, że na każdym treningu miałem z kim biegać (a raczej za kim), co sprawiało łatwiej przychodzące kilometry. 
Raz w ramach crossu udało nam się zrobić trening na mapie.
 Dodam tylko, że była to pamięciówka.

Po okresie treningu z Grunwaldowcami, przeniosłem się na obóz kadry województwa łódzkiego, który również był w Zakopcu. Co prawda ośrodek nie był tak dobrze wyposażony oraz jedzenie pozostawiało jeszcze więcej do życzenia, ale nie mogłem narzekać. Mieliśmy do dyspozycji siłownię, salę, a do regli było równiutko 2km-idealnie na rozgrzewkę. Podsumowując zrobiłem kilka wycieczek(uwielbiam Gubałówkę-dzięki Banan za nowe ścieżki treningowe), pobiegałem troszkę w drugim zakresie, potrenowałem sporo nad siłą. Jestem z tego okresu zadowolony, dlatego czuję, że jestem gotowy na świąteczne wypieki mojej rodzinki.

Po świętach pierwszy raz od wielu lat, zostaję w domu. Plan wygląda prosto, znacznie zmniejszam kilometraż, potrenuję na nieco szybszych prędkościach i wystartuję w XXVII Biegu Sylwestrowym w Łodzi na dystansie 10km.

Korzystając z okazji pragnę życzyć Wszystkim orientalistom, sportowcom oraz wszystkim tym, dla których sport to nie tylko bieganie za piłką,


Wesołych, Radosnych, Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia oraz Szczęśliwego Nowego Roku.



A czego życzę sobie? Spełnienia wszystkich założeń treningowych, jeszcze lepszego sezonu 2012 od tego, który nie dawno się zakończył oraz nie kończącej się motywacji do treningu i walki z samym sobą.

czwartek, 15 grudnia 2011

Team

Na specjalną prośbę, prezentuję mój team.



"Autorytet poparty wynikami"





"Wschodząca gwiazda trenerstwa polskiego orienteeringu"




 

"Sparing partnerzy"






"Head coach"






"Trener Kadry Narodowej"

wtorek, 6 grudnia 2011

Mikołajkowe bieganie

W sobotę, prawdopodobnie ostatni raz wystartowałem w zawodach na orientację w tym roku. Zawody odbywały się w Arturówku. Myślałem, że kolejny raz się wynudzę, ale jako, że o mapie nie można zapominac, wystartowałem. I tutaj zdziwienie, mało było momentów, w których się nudziłem. Biegaliśmy w miejscach, w których dawno(lub nawet wcale) mnie nie było. Brawa dla budowniczego!
Bieg nie zbyt mocny, w II zakresie, stąd brak większych błędów. Jednak po biegu stwierdziłem, że na 4pkt wariant prawy był lepszy(międzyczasy pokazały to samo).

Dziś rozpocząłem prawie 3 tygodniowy obóz w Zakopanym. Mam nadzieję, że będzie to udany start do wymarzonego sezonu. Pierwsze 10 dni spędzę w wyborowym towarzystwie, pod okiem "autorytetu popartego wynikami" oraz "wschodzącej gwiazdy trenerstwa polskiej orientacji". Następnie do świąt będę trenował z ziomkami klubowymi.
Zapowiada się miłe bieganie !

piątek, 2 grudnia 2011

Chwile radości, czyli sezon 2011

Podsumowanie minionego sezonu to dla mnie wielka radość. Przede wszystkim dlatego, że moje poświęcenia i starania nie poszły w las(a może właśnie poszły w las?). Teraz wiem, że warto było tyle wyjeżdżać i trenować w zimie. Moim zdaniem moje przygotowanie fizyczne w tym roku było bardzo dobre, wiele tygodni spędziłem w Szklarskiej Porębie, wiele razy kończyłem trening mając dość, ale było warto.  Żeby nie było jednak tak kolorowo to muszę napisać, że nie wszystkie cele udało się osiągnąć. Jednak Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że pcha mnie to do kolejnych miesięcy ciężkiej pracy. Medal z JWOCa otworzył mi wiele możliwości i mam nadzieję, że wykorzystam je jak najlepiej.

Największym osiągnięciem sportowym był dla mnie jednak inny sukces. 5miejsce indywidualnie na sprincie na JWOCu. Ten bieg pokazał mi, że na imprezie docelowej, potrafię pobiec tak, jak to zaplanowałem, co nie udawało się przez ostatnie lata.


Natomiast największe rozczarowanie to klasyk na mistrzostwach. Liczyłem na medal, i myślę, że byłem na bieg dający mi podium przygotowany, przynajmniej fizycznie i technicznie. Jednak wszyscy wiemy, że na sukces składa się dużo więcej.

Indywidualny medal na ważnej imprezie udało mi się zdobyć na Pucharze Europy Juniorów, i znowu był to sprint. Nie jest to start tak prestiżowy jak JWOC, ale bardzo cieszyłem się z tego wyniku.

Było też wiele sytuacji czy biegów, które zapadły mi w pamięci, a których analiza przybliża mnie do celu numer 1. To takie biegi jak middle z MP, gdzie nie byłem w ogóle skoncentrowany na biegu, czy nocne MP, gdzie na 2pkt zrobiłem 7min błędu.

Jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne to w całym sezonie zrobiłem prawie 4200km, które złożyły się na  380godzin biegania. Jeśli do tego dorzucimy 160godzin(SPR+ inne), to moim zdaniem całkiem sporo. Najważniejsze jednak, że były to mądrze przepracowane godziny i kilometry.

To co równie ważne wg mnie, siedzi w głowie. Współpraca z panią psycholog pozwoliła mi wiele w mojej głowie odblokować, a wskazówki Kowalka, odnośnie koncentracji, były znakomite i działają do dziś.

Podsumowując podsumowanie, jestem zadowolony z tego sezonu, nie było żadnych długotrwałych kontuzji, robiłem to co chciałem tak jak chciałem i dało to efekty. Pozostał jednak niedosyt. I już od kilkunastu dni robię wszystko, żeby na przyszłorocznym JWOCu stanąć samodzielnie, na jednym ze stopni podium.

“Do what you like, like you want to do.”

czwartek, 1 grudnia 2011

Koniec z zaległościami !!!

Narobiłem sobie tutaj kolejnych zaległości, ale od teraz nie powinno być już tak źle. Jestem już po roztrenowaniu, które jak u większości, których znam, było intensywne. Cele, priorytety i plany na przyszły sezon już praktycznie domknięte, ale zanim o tym, to wrócę do tego co działo się na koniec sezonu. MP w longu, oraz pierwszy mój start dla nowego szwedzkiego klubu- Södertälje-Nykvarn. Cieszę się, że udało mi się znaleźć taki klub. Nie obyło się bez pomocy mistrza i jego rodziny(dzięki Papi & company). Mam nadzieję, że współpraca z tym klubem przyniesie mi wiele nauki i mocnych startów w trudnym terenie.

Long to zawody, które już wiele osób wychwalało, bo naprawdę było za co. Przede wszystkim widać chęci. Wydaję mi się, ze Polska Orientacja zmierza w dobrym kierunku(przynajmniej w niektórych regionach Polski). Co do mojego biegu, to muszę powiedzieć, że byłem zadowolony, zrobiłem kilka małych błędów oraz jeden duży, wariantowy na 3pkt i tyle. Minimalna wygrana z Podziem(a może powinienem napisać „z Nim”) pokazuję, że cały ten sezon byliśmy na równym wysokim poziomie. Dzięki za cały sezon ścigania ;)
 (Po longu śpieszyłem się, dlatego nie zostałem na zakończeniu, za co przepraszam rywali i organizatora, no i nie odebrałem pierwszej mapy, dlatego wszystkie przebiegi na jednej. Czarne kropki to miejsca punktów)

Smalandskavlen, czyli samotna wycieczka w nieznane. Jednak od początku osoby ze szwedzkiego klubu przyjęły mnie miło, i o dziwo nawet język nie stanowił dużych utrudnień. Co prawda większość czasu milczałem. Startowałem w drugiej sztafecie, co wydawałoby się luzem, ale nie w tym klubie. Mieliśmy walczyć o pozycję w TOP10. Wyglądało na to, że tak będzie, ale niestety zawodnik na 4 zmianie popełnił kilka błędów i tak wychodziłem na ostatnią, 13kilometrową zmianę z 16pozycji. Technicznie było bardzo dobrze, ale po 20minutach złapała mnie kolka i już do końca trzymała. Przed samym końcem 2 zawodników mnie minęło, a ja nie potrafiłem się ich utrzymać i tak skończyliśmy na 18miejscu, jako najlepsza druga sztafeta. Średnio byłem zadowolony z biegu, ale ważne, że włodarze klubu byli, przynajmniej tak mi mówili.


Podczas roztrenowania miałem jeszcze jeden ciekawy wyjazd, a mianowicie konferencja trenerska. Szkoda tylko, że nie pojawiło się tam kilka osób, które moim zdaniem miałyby wiele do powiedzenia.

piątek, 21 października 2011

Zobacz, wytrenuj, wygraj!

Kolejnym etapem moich przygotowań do przyszłorocznych MŚJ, był kadrowy, 6dniowy wyjazd na Słowację. Obóz podzielony był na 2 etapy, pierwszy trwał 2dni i odbywał się w terenie podobnym do klasyka, natomiast drugi przygotowywał nas do reszty dystansów. Teren do klasyka jest mi już bardzo dobrze znany. W lesie z nieckami czuję się bardzo dobrze, natomiast tereny półotwarte dalej sprawiają mi problemy.  Podczas obozu odbywały się mini zawody, w których startowały wszystkie teamy, które przyjechały. Pierwszym dystansem , na którym się ścigaliśmy był klasyk, który okraszony został ciekawym zakładem. Udało mi się pobiec bardzo dobrze, wygrywając jednocześnie zawody i zakład. Dzięki Papuś, Gucio, Duduś, Witek za dodatkową motywację;)


Jadąc na wyjazd,  cieszyłem się, że poznamy tereny podobne do middla i sztafet. I tak od czwartku przebywaliśmy w Koszycach. Tereny pod middla okazały się bardzo ciekawe, a jednocześnie takie, do których można trenować także w Polsce. Miejsca, w których mikrorzeźba wymuszała zwolnione tempo biegu były dla mnie najciekawsze, a zarazem, rzecz jasna, najtrudniejsze.
 Niestety, zegarek odmawia mi czasem posłuszeństwa z dziwnych przyczyn, dlatego nie ma przebiegów.

Bardzo przyjemny wyjazd, okrasiły 2 spacery po terenie sprintu. Dodam , że w internecie zamieszczona jest mapa terenu, dzięki czemu mam ogrom wiedzy i pomysły na wiele tras w głowie. Dzięki 3 wyjazdom na Słowację w tym roku, mam pogląd na każdy z dystansów oraz wiele materiałów, z którymi zamierzam pracować przez zimę. Mam nadzieję, że efekty będą nie gorsze niż te, które prezentowałem na tegorocznym JWOCu.

środa, 21 września 2011

Puchar Europy Juniorów 2011

Pierwszy raz odkąd pamiętam, reprezentacja Polski postanowiła wystartować w Junior European Cup(JEC). Od kilku lat interesowała mnie ta impreza, zjeżdżała się na nią śmietanka, a my nigdy nie mieliśmy możliwości się z nimi pościgach. W końcu w tym roku mogliśmy porównać się z najlepszymi gdzieś poza JWOCiem. Powiem szczerze, że bardzo brakuje mi takich startów.
Tegoroczny JEC organizowany był w Austrii, w miasteczku Arnoldstein, przy granicy z Włochami. Z tego powodu czekała nas długa podróż. Dojechaliśmy na tyle późno, że nie mieliśmy możliwości skorzystania z treningu przygotowanego przez organizatora. Nie byliśmy sami- większość ekip meldowała się bardzo późno.  Następnego dnia czekał na nas sprint, zapowiedzi były dla mnie mało optymistyczne, sprint miejsko-leśny, preferowane obuwie z kolcami. Nie lubię sprintów tego typu. Warunki i późny start sprzyjały porządnemu wyspaniu się. I tak o godz. 16.26 ruszyłem gotowy, wypoczęty i mocno skoncentrowany. To co zobaczyłem na mapie, pozytywnie mnie zaskoczyło. Bałem się zarośniętego lasu i braku wariantów, a już z wyborem na 2pkt miałem na tyle duży problem, że czas poświęcony na wybór wariantu zabrał mi możliwość kontrolowania biegu na 1pkt. Przez to krótki postój, wariant na 2 moim zdaniem dobry(międzyczasy w necie nie działają-tylko mi?), dalej część leśna, tutaj jednak nie czuje się mocny i widać to było podczas biegu, na szczęście nie zrobiłem żadnego większego błędu. Jedynie na 5pkt zły wariant i strata ok10sek. Do końca już dobrze, ale po leśnej części bardzo trudno było mi przyśpieszyć, musiałem się mocno zakwasić. Czas 16:38, 3 miejsce, a do zwycięstwa zaledwie 8sek. Cieszę się, że potrafię nawiązywać równorzędną walkę z najlepszymi.

Kolejnego dnia rozgrywany był bieg, w którym odniosłem razem z papusiem i podziem największy sukces w tym roku. Organizator również to wychwycił i co chwilę przypominał każdemu, że to my wygraliśmy sztafety podczas JWOCa. Niestety nie potwierdziliśmy swojej formy sprzed kilku miesięcy,  skończyliśmy rywalizację na 11miejscu.  Z mojego biegu jestem w miarę zadowolony, gdyby nie jeden moment trasy(błąd na 9 i 10pkt), który kosztował mnie około 1’20’’.

Ostatni dzień zapowiadał się najciekawiej. Bardzo trudny teren, dystans klasyczny i sama śmietanka wybornych orientalistów, czyli to co olej lubi najbardziej(tylko czemu nie to wychodzi mi najlepiej ?!).
Już na mapce rozgrzewkowej wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale to co zobaczyłem na mapie i w lesie przeszło wszelkie spekulacje. Definitywnie był to najtrudniejszy teren w jakim w tym roku biegałem. Na szczęście budowniczy tras oszczędził nam najtrudniejszych fragmentów. Patrząc na międzyczasy dochodzę do wniosku, że w takim terenie jestem słaby jak barszcz. Błąd na 2pkt(80’’) i 3(2’) spowodowały, że tuż przed 4pkt dogonił mnie Gleb Tikhonov. I tak do 9pkt biegliśmy razem wymieniając się na prowadzeniu. Na 10 pkt ruszyłem przodem, a kolega z Rosji wybrał inną drogę. Zrobiłem błąd, ale jak się okazało Gleb jeszcze większy, kolejne pkt całkiem dobrze, i tak na 12 kolejny raz dogonił mnie Tikhonov. Uznałem, że puszczę go przodem, żeby mieć więcej czasu na wybór wariantu na 16pkt. I tak do 14 dobiegliśmy razem i tam kolejny raz wyszedłem na prowadzenie. Najbardziej obawiałem się pętelki od 16 do 19pkt, nie bez powodu. Wydaję mi się, że był to najtrudniejszy fragment trasy. Dogoniliśmy tam kolejnego Rosjanina, i tak w trójkę przemieszczaliśmy się pomiędzy choinkami wchodząc na kolejne skałki. Kolejny wielki błąd był tylko kwestią czasu, 2’30’’ straty na 19pkt. Przez ten trudny fragment nie wyczytałem wariantu na 20pkt i wybiegłem za Rosjanami. Dopiero na wodopoju wymyśliłem cały wariant i próbowałem ucieczki. Jednak do 20stki dobiegliśmy razem, ale na kolejny pkt towarzysze odbiegli w złą stronę i wiedziałem, że jest to jedyna szansa. Do końca biegłem już bez błędnie, ale to nie wystarczyło. Rosjanie przybiegli pół minuty za mną. Ogólnie skończyłem na 9 miejscu ze stratą 11’19’’!!! Przepaść… Nawet gdybym nie zrobił błędów, nie byłbym w stanie tak pobiec. Jest wiele do zrobienia.

Podsumowując, wyjazd uważam za udany. Sporo czekałem na indywidualny medal na tego typu imprezie, nie jest tak prestiżowy jak medal na JWOCu, nie na dystansie na którym bym chciał, i nie przy pełnej obsadzie(nie było Basseta, Czechów i Szwedów), ale jednak cieszę się z niego. Klasyk pokazał mi, że w trudnym terenie jestem daleko za najlepszymi, ale pcha mnie to tylko do jeszcze cięższej pracy.
Po powrocie udałem się prosto na KMP, żeby wspomóc swój klub na ostatniej zmianie sztafety pokoleń i myślę, że wyszło mi to całkiem nie źle. Nie będę się rozpisywał na temat samego biegu, teren bardzo łatwy, bieg bardzo szybki. Robiłem swoje i przybiegłem na historycznym 2 miejscu, przygrywając z Orientusiem, który był niestety poza zasięgiem.

sobota, 20 sierpnia 2011

Projekt JWOC 2012

JWOC 2011 odszedł w niepamięć, cele i motywacje nastawione są teraz na kolejne mistrzostwa. Pierwszym i jak się okazuję najważniejszym punktem przygotowań był rekonesans terenów na Słowacji. Zaplanowałem sobie, że pierwszym „rozejrzeniem się” będzie Karst Cup. I tak zgłosiłem się do elity, żeby jak najwięcej czasu spędzić w lesie i pokonywać jak najdłuższe trasy(3x11km+sprint). Co najciekawsze biegałem już na tych mapach w 2006 roku, na moim drugim kadrowym obozie.

1etap to kilka naprawdę przedszkolnych błędów. O ile przebiegnięcie skrzyżowania i pomylenie ścieżek mi się już zdarzało, o tyle przebiegnięcie punktu jeszcze nigdy… Do tego kilka złych wejść na punkt(1,5,8,18)  i złych wariantów(4,8,19,21) co razem dało kiepski bieg i czas 78.14min. 9 miejsce i ponad 10min straty.

Następnego dnia czekał na nas sprint. Przyłożyłem się do startu, żeby przekonać się czy rzeczywiście jestem dobry na tym dystansie, a raczej, żeby przekonać się, że sprinterem wcale nie jestem. Jak wyszło? Pierwsze zwycięstwo w elicie na międzynarodowych zawodach. 2 małe błędy(3 i 6) i jeden większy(15).

Kolejny etap to ponownie klasyk. Tym razem skoncentrowany dużo bardziej niż miało to miejsce na 1etapie. W mojej opinii był to znośny bieg. Niezdecydowanie na 3, miotanie na4, niekontrolowanie mapy na6(co jednak uszło na sucho;)), zły odbieg na 8i9. Zły, a może raczej zbyt pewny wariant na11(tutaj przestraszyłem się zielonego które jednak było do biegania). Reszta dobrze. 2 miejsce, z niecałymi 3minutami straty do Lukasa Bartaka mnie cieszyło.

Ostatni etap to handicap, na którym startowałem z 2 pozycji, gonić nie było sensu(9min straty). Musiałem, więc skupić się na obronie. Jakoś tego dnia nogi już nie podawały tak dobrze jak na wcześniejszych etapach. Byłem już zwyczajnie w świecie zmęczony. Stąd mój średni, ale jednak bardzo interesujący bieg. Po drobnych błędach na 2,3 i4pkt, doszedł mnie Włodar na 2min!!!. Jak on to robi?!? Biegliśmy razem do 6pkt(hmm, czy razem… wychodząc na ścieżkę nie mogłem go utrzymać). Na szczęście na wejściu na punkt nie jest już taki mocny. Zabiegł 6 bardziej niż ja i do końca już go nie widziałem. Środkowa część trasy minęła na toczeniu się z nogi na nogę. Duży błąd na10pkt troszkę mnie jednak obudził. Na 13pkt odbiegając minąłem się z Pijakiem(to nie jest nowa ksywa Hewiego, tylko nazwisko zawodnika, który startował z 4pozycji) i gostkiem z 5miejsca. Musiałem się zebrać i od tamtego miejsca już do końca biegłem na pełnym gazie. Udało obronić się 2miejsce;), ale łączna strata 14min do Bartaka pokazuję moje miejsce w szeregu…


Z zawodów jestem bardzo zadowolony, gdzie poza 1etapem, który był moim pierwszym startem po jwoc’u, przez co nie potrafiłem się odnaleźć, radziłem sobie całkiem nieźle. Napawało to optymizmem. Niestety mój zegarek na cały lipiec wziął urlop na wysyłanie danych do komputera, przez co trasy wyrysowane są w paincie.

Kolejny etap w programie PROJEKT JWOC 2012, który miał bardziej skupić się na tym, co dokładnie potrzebuję i trenowaniu tego w czym są braki, to obóz tydzień po Karst Cupie. Dzięki Bananowi, któremu dziękuje za kontakt do pana Pollaka, mogłem razem z Chrupkiem i Kozą trenować na 1. oficjalnym obozie przed JWOCiem 2012. Nasz obóz trwał 5dni, w które zrobiliśmy 8 ciekawych treningów. Najtrudniejszym na dzień dzisiejszy wydaję mi się teren półotwarty. Gdzie de facto powinno biegać się lepiej, przecież widać więcej. Dodatkowo wejścia na punkt na początku nie były zbyt dobre, co razem z upływem czasu znacznie się poprawiło. No i punkt poza techniczny to bieganie po tym syfie. Już wiem, że przez cały ten rok muszę nauczyć się biegać po tych kamelotach. Wychodzi mi to średnio i nie potrafię się rozpędzić. Jak na razie to mój największy problem. Żałuję, że nie pojechałem do Francji. Biegając w tamtym terenie ten słowacki byłby przyjemnością. 

Jeśli nawiązałem już do WOCa, to dziękuję wszystkim Polakom za to, że mogę Was tam oglądać i śledzić na żywo wasze „wężyki”. Tylko czemu Wy nie reagujecie jak wrzeszcze : „W PRAWO”, „W LEWO NO…”?? Jednocześnie gratuluję WAM wszystkim. Oczywiście największe gratulację dla Hani za dzisiejszy występ. BRAWO! Widząc jakie błędy robią najlepsi na świecie, zastanawiałem się jak wyglądałaby w tym lesie moja osoba. Tylko jak to robi Thierry?!?! Eh… Chyba każdy by tak chciał.

Poniżej kilka treningów z obozu.



sobota, 6 sierpnia 2011

Przyszłość

JWOC 2011 to start, który był moim celem pierwszorzędnym przez długi czas. Oczywiście mam w swojej głowie cele, które odnoszą się do dalszej przyszłości, ale ten był najbardziej sprecyzowany z tych najdalszych. Po starcie wiadomym było, że w mojej głowie muszą pojawić się kolejne cele i pomysły. Jednak przed tym startem, nie chciałem niczego planować, zakładałem, że będzie to zależne od wyniku osiągniętego na JWOCu. 

I tak od dwóch tygodni zacząłem w swoim życiu nowy projekt, JWOC 2012. Myślę, że tak samo jak tegorocznym mistrzostwom, tym poświęcę równie dużo czasu i wysiłku, a może i więcej. O szczegółach w następnym poście.

W międzyczasie, kiedy przygotowywałem się do mistrzostw, zdawałem maturę, której wyniki były dla mnie satysfakcjonujące. Zwłaszcza kiedy uświadamiam sobie jak mało pracy włożyłem w przygotowania. Wyniki były na tyle dobre, że zastanawiałem się , którą uczelnie wybrać, Cambridge, Oxford czy Harvard. Stanęło na tym, że w tym roku na studia nie idę, ale wiem, że przyjdzie taki dzień, w którym przed moim nazwiskiem dumnie staną litery mgr.

Jak wiele osób z mojego otoczenia już wie, idę do wojska. Chcę pójść drogą, która da mi największe możliwości rozwoju sportowego. Wydaję mi się, że w Polsce taką drogą jest wojsko. Jak będzie to wyglądało, gdzie będę, czy wyjdzie mi to na dobre? Tego jeszcze nie wiem.

Pozostaje jeszcze kwestia dla mnie bardzo ważna, a mianowicie kwestia klubu szwedzkiego. W tym roku, właśnie tych kilku startów, takich jak Tiomila, Jukola czy Elitserien mi brakowało. Mam nadzieję, że dzięki wynikom z JWOCa, łatwiej będzie mi znaleźć dobry, a zarazem odpowiedni dla mnie klub.

Czy moja przyszłość wyglądać będzie tak, jak o tym marzę? Wszystko w moich rękach i nogach(mózg też by się chyba przydał). Mam nadzieję, że odpowiednio wykorzystam więcej wolnego czasu.
 

niedziela, 24 lipca 2011

Mistrzostwa Świata Juniorów 2011

JWOC 2011 był dla mnie niewątpliwie bardzo ważny. Nie tylko, dlatego, że przygotowywałem się właśnie pod te zawody ponad 2 lata, ale głównie dlatego, że od kilku lat indywidualnie nie odniosłem sukcesu w imprezie głównej. Myślę, że poświęciłem wiele, po to by odnieść upragniony sukces.  Jednocześnie wiedziałem, że Mistrzostwa Świata to nie przelewki. Wiedziałem, że wystartuje tam wielu bardzo dobrych zawodników, ale były one w końcu w Polsce, więc nie pozostało nic innego jak przygotować się najlepiej jak się da. Udało mi się to, i tutaj odpowiedź dla wielu osób, które pytały co się stało z moją formą z maja czy czerwca. Nic, była, taka sama, a nawet lepsza po wypoczynku przed samym JWOCiem.

Założenia były proste i teraz mogę je przedstawić.
sprint    1-30
klasyk    1-8
middle  1-16
sztafeta 1-6

Przechodząc do poszczególnych biegów. Pierwszym startem był sprint, w który zwyczajnie w świecie w swoim wykonaniu nie wierzyłem. Chciałem pobiec najlepiej jak to potrafię, wiedziałem, że jestem szybki, ale czytanie mapy na tych prędkościach i szybkie decyzje nigdy nie były moimi atutami. Praca z panią psycholog i rady Kowalka, które były nieocenione pomogły mi podejść do startu tak jakbym sobie tego życzył. Czyli dawka stresu taka jaka była mi potrzebna, brak dziwnych myśli i koncentracja na maxa.
1 i 2 – spokojnie, bez błędu, ale też wolniej. Na każdym straciłem po 3’’
3 – pierwszy lekki błąd, wybiegając z furtki nie zacząłem ścinać i obudziłem się na budynku, + 2’’
4 – wydaje mi się ciekawym wariantowo punktem, wybrałem lewy, ale na przebiegu zawahałem się czy wbiegać schodkami czy lasem, to kosztowało kilka sekund, strata 6’’
5- upadek, który mógł kosztować kilka sekund, +4’’
6-13- to część trasy, która zdecydowanie należała do mnie, gdzie poza zawahaniem na pkt widokowy i nie zauważeniu krótszego przebiegu, wszystko szło dobrze. Na sam 13pkt chciałem sobie ściąć, ale stał tam samochód i musiałem go omijać.
14- ciekawy przebieg, dałem się złapać w pułapkę i straciłem 7’’
15-19 – dobry kawałek w moim wykonaniu
20- wydaje mi się, że tutaj błąd wariantowy , trzeba było iść z lewej, strata 11’’
21-22- tutaj mój kryzys
23 – na tym przebiegu stało się coś, co zapamiętam do końca życia ;) kucający Kowalek, krzyczący bardzo głośno, skłonił mnie do takiego biegu, że wygrałem ten przebieg.
Cały bieg oceniam dobrze, błędy łącznie na około 25’’. Po biegu kompletnie nie wiedziałem, który mogę być z takim biegiem. 5miejsce, duży szok, radość i lekki niedosyt. Zawsze te 12’’ mogłem pobiec szybciej. Z drugiej strony to nie miał być ten dzień, więc to tylko napawało optymizmem.

Klasyk. Kompletna katastrofa, która nie wiem czym była spowodowana. W kwarantannie nie miałem swojego koksu, przez co piłem nie testowany wcześniej, dodatkowo zjadłem energetycznego batona i banana. Teraz wiem, że to było głupie. W moim żołądku dział się sajgon, ale myślałem ze to może lekki stres. Od początku trasy czułem się bardzo dziwnie. Potykałem się o własne nogi, nie czytałem mapy na tyle na ile powinienem. Efekt – bardzo kiepski bieg, 20 miejsce i 6'16'' do medalu...
1-zły wariant
4-spore zawahanie na wejściu
5-zły wariant w końcówce, a wykonanie jeszcze gorsze, miotałem się na całym przebiegu
7- błąd kierunkowy na wbiegu pod górę
9- zły wariant + zabiegnięcie punktu
10 – debilizm, zmieniłem wariant z najlepszego na beznadziejny,
14- błąd na wejściu, myślałem, że jestem nad pkt
17- wyłączony mózg i szukanie za wcześnie
18- zły wariant, nie wyczytanie mapy wcześniej + postój na drodze przed pkt
19-zły kierunek
20- zły wariant,
22- nie wiem czy zły wariant czy to moje nogi już nie chciały biec
Całość wyszła bardzo kiepsko, błędy łącznie na około 5minut ! Forma biegowa słaba. Dlaczego? Sam jeszcze nie wiem. Stres i koncentracja jak przed sprintem, a czułem jakbym biegł w amoku. Wiem, że tym biegiem zawiodłem wiele osób, ale przede wszystkim zawiodłem siebie …

Middle. Eliminacje po mojej myśli, 3miejsce wydaję mi się teraz najlepszym do startu w finale. Błędy pojawiły się w połowie trasy, od 7 do 11 straciłem na błędach łącznie około 40sek. 

Finał, czyli ostatni bieg indywidualny, ostatnia szansa na indywidualny medal. Niestety ja uważam, że znowu był to kiepski, może średni bieg w moim wykonaniu.
1-wahnięcie na wejściu
2-zawahanie
4- błąd na wejściu
10- zbyt asekuracyjnie
11- moja pięta achillesowa, czyli przedzieranie przez syf i podbieg po syfie
12- w terenie nowa ścieżka, dalej bieg nie tą ścieżką, cały czas nie grało mi, że biegnę górą+ błąd na wejściu
13-zły odbieg i słaba kontrola na przebiegu
Do końca już w miarę ok. Na finiszu było bardzo ciekawie. Straciłem tylko sekundę do najlepszego, a mimo to Czeszka , Teresa Novotna chciała mnie na nim wyprzedzać… Ehh te kobiety .
Na całym biegu około 90’’ błędu. 17 miejsce było bliskie spełnieniu moich założeń, ale wiedziałem ze stać mnie było na pierwszą szóstkę tego dnia.

Sztafety. Jeśli są dni, dla których warto pracować, warto poświęcać się latami, to właśnie to był ten dzień. Po wszystkich biegach indywidualnych, które nie poszły tak jakbym chciał, podszedłem do tego trochę inaczej. Od finału middla dałem sobie spokój z mapami, hasło na wtedy: „Co będzie to będzie, a ja dam z siebie wszystko”. Jak widać pomogło.
1zmiana- Piotr „Papuś” Parfianowicz, miał problemy, zarówno fizyczne jak i psychiczne. Pozbieraliśmy go do kupy i wiedziałem, że jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu! Nie zawiódł, stracił nie wiele, i wg mnie dał Podziowi idealne wyjście. Przynajmniej ja lubię startować z tyłu i gonić rywali. Brawo!
2zmiana- Rafał „ Podzio” Podziński, mocny punkt sztafety, o niego chyba nikt nie musiał się martwić, a to co zrobił ? Szacun ;)
3zmiana- moja zmiana;) Wybiegając miałem wrażenie, że nogi nie chcą biec tak jakbym tego chciał. Dogoniłem Austriaka na 1pkt i dalej zaczęła się samotna ucieczka. Trójka biegaczy (Szwed,Hiszpan,Czech) deptali mi po piętach już od 5pkt, na który popełniłem lekki błąd na odbiegu od 4, dalej błąd na wejściu na 7 i już od tamtej chwili biegliśmy razem. Biegnąc na przedzie ekipy, do 9pkt widziałem na szczycie wcześniejsze pkt, miałem nadzieję, że rywale będą mieli mój dalszy, niestety miałem najdalszy i musiałem ich potem gonić. Udało się to dość szybko i na przebiegu widokowym już prowadziłem. Nogi zaczęły pracować tak jak chciałem i już wiedziałem, że będzie dobrze. Do 16pkt biegłem razem z Albinem, tam Albin nie pobiegł za mną, a kontem oka widziałem, że wybrał wariant z lewej. Końcówka trasy była w lekkim zielonym, dlatego skupiłem się, żeby nie zrobić błędu i nie myślałem o tym, który jestem. Rozluźniłem się dopiero na przedostatnim pkt, gdzie widziałem, że do mety już tylko prosta droga. Na finiszu dowiedziałem się, że wygrywamy, a po przebiegnięciu i szczytaniu chipa dowiedziałem się, że zostaliśmy Mistrzami Świata! Pierwsze 15-20min to kompletny chaos i wielka radość. Najśmieszniejszy był wywiad z gościem z IOF, który zadawał pytania, a ja kompletnie nie mogłem się skupić, nie wiedziałem o co pyta i co odpowiadać. To był piękny dzień!

Podsumowując całe mistrzostwa. Sprint to wielka niespodzianka i radość, Long-słabo, Middle- robiłem co mogłem. No i sztafety, które mogłyby być najcenniejszą wisienką na torcie, ale że biegami indywidualnymi nie upiekłem tortu to były po prostu cudownym spełnieniem marzeń. Pozostaję jednak we mnie spory niedosyt, ale obiecuję, że zrobię wszystko, żeby za rok na Słowacji, zaspokoić go z nawiązka.
Na koniec tego troszkę długiego postu chciałem podziękować wszystkim, którzy pomogli mi w osiągnięciu tego sukcesu i bez których nie byłoby mnie tam gdzie byłem.
Na początek chciałem oczywiście podziękować mojej sztafecie, a więc Papuś i Podzio – wielkie dzięki, że mogłem zdobyć ten medal z Wami, i że mogłem spędzić z Wami całe mistrzostwa.

Oczywiście bez trenerów nic bym nie osiągnął, dlatego bardzo dziękuje:

Jerzemu Woźniakowi- za moje przygotowanie fizyczne i za cały trud w to włożony.
Andrzejowi Olechowi- za przygotowanie nam świetnych  warunków
Agacie Porzycz – za wiele lat treningów technicznych, które dały mi bardzo wiele
Piotrowi Paszyńskiemu- za wspólne obozy, rady i rozmowy
Pawłowi Zimoniowi- za nieocenioną pomoc mojemu ciału podczas całych mistrzostw
Przemkowi Patejko- za techniczne ogarnianie kadry i za wspólne żarty
Katarzynie Jaroni- pani psycholog, która poukłada moje myśli w odpowiedni sposób

Bez osób, które pomagały w moich obozach, wiele z nich nie odbyłoby się. Dziękuje:

Jackowi Morawskiemu- za treningi, tak wspaniałe jakich najlepsi by pozazdrościli
Sławkowi Cyglerowi- za rozstawienie punktów, i pomoc techniczną

W całej tej układance brakuję przyjaciół, znajomych i rodziny. Dziękuje:

Mamie, Tacie i Żabie- za cierpliwość i pomoc
Chrupkowi- za wszystkie wspólne treningi, za obozy, rozmowy
Podziowi- za wspólne obozy, rozmowy, analizy
Pałce- za wsparcie w trudnych chwilach
Sławkowi- przede wszystkim za nakaz rozciągania się, za to, że wiedziałeś co i kiedy powiedzieć
Hewiemu i Rinowi- za wiele lat wspólnych wyjazdów i za atmosferę podczas nich
Rudej- za to, że jest i znosi wszystko, co daje mi wiele spokoju
Jolce- za jej śmiech i za to, że była
wszystkim moim klubowiczom- za lata wspólnych treningów
całej kadrze- za stworzenie dobrego klimatu, w którym panował śmiech, rozluźnienie i zarazki
Kowalkowi- za bardzo cenne rady, które naprawdę działają i za te okrzyki na sprincie
Bananowi- za cenne rady i wskazówki
Monice-mojemu najwierniejszemu kibicowi, za doping i bankiet;)
wszystkim tym, którzy mi dopingowali i pomagali przez lata
Kibicom, którzy byli na mistrzostwach i którzy dali nam tak wiele energii do biegania.

Wszystkim tym osobom, i tym, których pominąłem, a pomogli mi, bardzo DZIĘKUJE!

piątek, 1 lipca 2011

Zaległości, czyli zgrzyty podane jak odgrzewane kotlety.

Trochę z tym zwlekałem, ale najpierw chciałem ochłonąć, potem skupiłem się na czymś innym i jakoś temat MP na moim blogu został nie poruszony.

Teraz w telegraficznym skrócie postanowiłem coś napisać.
Sprint. Dobra forma biegowa, kilka wahnięć, błąd wariantowy na 13pkt i tyle. Złoty medal cieszył, chociaż prawdziwą radość ze zdobycia złotego medalu w M20 okazał zawodnik wygrywający w następnym dniu. To było bardzo przyjemne patrzeć na taką radość.

Middle, i tutaj wiele sporów, wielka złość z mojej strony, którą zamiast obrócić w sprzymierzeńca, poniosła mnie po błędy. Przegrałem, bo robiłem błędy i to nie podlega dyskusji. Błąd na 1 to jeszcze nic przy stracie 2,5min na 10pkt… Jednak taki bieg wystarczył na 3 pozycję.

Sztafety to bieg, w którym wiedziałem, że ewentualny sukces zależał będzie bardziej od zawodników w mojej sztafecie na 1 i 2 zmianie, ale po poprzednim dniu miałem sobie samemu coś do udowodnienia.  Nie przejąłem się olbrzymią stratą i pobiegłem swoje, tak, żeby psychicznie odzyskać pewność. Udało się, i skończyliśmy na 7 miejscu.

Podsumowując, przywiozłem złoto i brąz. No i miano gwiazdora bez klasy… Całkiem ładnie ;)

czwartek, 2 czerwca 2011

V Powiatowy Bieg Uliczny im. Jadwigi Wajsówny

Biegi uliczne, to rodzaj biegania, który podoba mi się dużo bardziej od biegania na bieżni. Ustępuje oczywiście w mojej hierarchii, bieganiu z mapą, ale jest miłym zamiennikiem. W ostatnią niedzielę miałem okazję biegać V Powiatowy Bieg Uliczny im. Jadwigi Wajsówny, czyli bieg w Pabianicach, prowadzony można powiedzieć moimi ulicami. Miło biega się na swoim osiedlu przy dopingu znajomych. Dystans biegu wynosił 3,66km, a więc w sam raz na szybkie bieganie tydzień przed MP.
Cieszę się, że na bieg przyjechało sporo osób spoza mojego miasta, a w tym Michał Stawski, z którym mogłem ścigać się zimą w Grand Prix Łodzi w biegach przełajowych. Jak zawsze przed takim bieganiem, porządna rozgrzewka i start …

Od samego początku biegłem na przodzie z Michałem, kontrolowałem tempo, aby nie było za szybko, ale jednocześnie nie chciałem puścić go przodem. W taki sposób pierwszy kilometr pobiegliśmy w 3’04’’, wydawało mi się ze jest to lekko za szybko, ale nie odpuszczałem. Dalej utrzymywaliśmy to tempo, drugi km wyszedł w 3’06’’, czyli dalej mocno. Do tego momentu myślałem, że będziemy musieli rozstrzygnąć zwycięstwo na finiszu, ale po dwóch pętlach, czyli po około 2,4km zauważyłem ze mój towarzysz słabnie i usztywnia się. Postanowiłem jednak nie przyspieszać, i tylko utrzymać to dobre tempo. W taki sposób 3 kilometry pokonałem w 9’14’’, czyli trzeci kilometr w 3’04. Od tego momentu został przede mną nie cały kilometr i zacząłem przyśpieszać. Końcówka wyszła w 1’57’’, czyli po 2:57/km. Całość wyszła w 11’11’’ czyli po 3’03’’/km. Myślę, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a zwycięstwo i zasilenie szafy w kolejną torbę ogromnie cieszą.

Jutro przede mną MP, zobaczymy jak będzie, ale teren, a zwłaszcza poszycie, może sprawić wiele problemów. Do zobaczenia;)

poniedziałek, 30 maja 2011

KMP, czyli ścigania ciąg dalszy

Klubowe Mistrzostwa Polski, czyli KMP, to jedne z niewielu zawodów w Polsce, do których podchodzę z największym skupieniem i starannością. Nagrodą za dobre biegi są bowiem punkty dla klubu, dla klubu który tak wiele dla mnie zrobił.  W tym roku dodatkowym motywatorem były eliminacje do JWOCa rozgrywane podczas wszystkich biegów indywidualnych. Już to wszystko, wystarcza, żeby podejść do tematu poważnie. Dla mnie jednak liczyło się coś innego, otóż była to dla mnie pierwsza konfrontacja w tym roku ze światową czołówką M20, a zwłaszcza z Eskilem Kinnebergiem. Dodatkowo mogłem porównać się z całą elitą naszego kraju, co niestety troszkę mnie podłamało. Pocieszam się, że mam jeszcze czas;)
Pierwszy start to sprint w piątkowe popołudnie. Nie będę się rozpisywał na temat przechodzenia zawodników przez płoty. Powiem tylko, że wiedziałem o tym przejściu, straciłem nawet kilka sekund na przebiegu na 9pkt, żeby stanąć i upewnić się jak jest to zinterpretowane. Widząc czarną, grubą kreskę, wiem, że nie mogę tamtędy przejść. I dla mnie głupie tłumaczenie jest, że furtka była otwarta. Dla przykładu podam coś co mnie utrzymuję w moim przekonaniu. Czy jeśli w żywopłocie zaznaczonym jako nie do przejścia, znajdziemy przerwę, tzn. że możemy tamtędy przejść? Dla mnie jasne jest, że nie. A jednak się rozpisałem ;)
Co do mojego biegu, to nie do końca jestem zadowolony. Za dużo chaosu, nogi nie szły tak jakbym chciał, ale ogólnie nie było źle.
1pkt-zły odbieg, niedoczytanie mapy,
4pkt-dla mnie paranoja, z każdej strony żywopłot, tutaj mapmaker się nie wykazał
5pkt-niedoczytanie mapy
9pkt-zły wariant, widziałem oba, wybrałem zły, 17sekund straty
10pkt-złe wyczytanie mapy i opisów, stanąłem przed uchyloną furtką, cieszę się, że nawet przez myśl mi nie przeszło tamtędy przejść;)
11pkt- z lewej było szybciej
  Do końca już ok;) Po biegu strasznie bolały mnie łydki, gdzie rozbieganie i rozciąganie nic nie pomagało, co strasznie mnie denerwowało na kolejnych etapach.

Kolejny dzień to sztafety i mój debiut w sztafecie seniorskiej, przypadła mi 3 zmiana. Od początku wiedziałem, że moje tempo biegu będzie zależało od Chrupka(1zmiana) i Mariana(2zmiana). W głowie miałem popołudniowe ściganie na middlu, dlatego ucieszył mnie taki obrót sprawy. Startowałem mianowicie z dużą stratą i dużą przewagą. Sobota niestety nie należała do mnie, generalnie biegi, które sobie lekko odpuszczam technicznie nigdy mi nie idą… I tak na trudniejszych przebiegach było dobrze, a na łatwych robiłem głupie błędy. Co do 3pkt to jestem przekonany, że są tam spore przesunięcia. Biegałem tam drugi czy trzeci raz i za każdym razem coś mi tam nie gra…

Popołudnie to wspomniany wcześniej middle, konkretna rozgrzewka, wszystko tak jak być powinno i start….
Już na pierwszym punkcie dogoniłem podzia, którego goniłem na 2minuty, co troszkę mnie uśpiło. Lekki błąd na wejściu. Na 3pkt zły wariant, przez co kilka niepotrzebnych poziomic. Na 13 troszkę mnie rzuciło, reszta to bardzo małe błędy. Jednak największym problemem okazało się coś czego nigdy bym nie podejrzewał, mianowicie forma biegowa. Wydawało mi się, że biegnę szybko, a traciłem po 10sek na każdym przebiegu. Przegrana z Papusiem 80sek i spory niedosyt….

W niedziele był klasyk, czyli dystans, który od zawsze mi leżał. Tutaj chciałem samemu sobie udowodni, że stać mnie na bardzo dobry bieg pomimo zmęczenia. Niewiele błędów i wynik zadowalający.
Błędy na 2 i 3 pkt kosztowały mnie około łącznie około 45’’, dalej na 13 nieodczytanie mapy i zawahanie, na 15 zły odbieg, i błąd wariantowy na punkt widokowy. Niepotrzebnie poszedłem przez zielone. Łącznie zrobiłem błędu na 2’10’’, co uważam nie jest ani dużo, ani mało. Średnia po 6:20/km cieszy. Konfrontacja ze światem wypadła nie najgorzej, 6 miejsce w juniorach. Jednak jeśli, chce osiągnąć to o czym marzę, to cały czas za mało….

Po KMP zostałem 5 dni w Gdyni, trenując na świetnych treningach szlifowałem dalej technikę.
Przyjechałem  do domu w sobotę, po to by w niedzielę wystartować w biegu ulicznym w swoim mieście, o którym więcej niedługo…
Nie wiem czy ktokolwiek czyta do końca moje posty, nie wiem czy ktokolwiek w ogóle je czyta, ale informuję wszystkich, którzy wytrwali i teraz to czytają, że pabianickie media przeprowadzają plebiscyt na sportowca dekady w Pabianicach. Każdy kto, jeszcze nie zagłosował, a ma ochotę pomóc w promowaniu naszej dyscypliny i mnie samego w moim mieście proszony jest o oddanie głosu w sondzie na stronie :

http://nowezyciepabianic.pl/wp/2011/05/04/wybieramy-sportowca-dekady/

Cieszę, się , że nasza dyscyplina ma możliwość zaistnieć w moim mieście, a wiadomym jest, że przychylność mediów jest ważna. Co znaczy to dla mnie samego? Przychylność mediów i władz, może pozwolić mi na wsparcie ze strony miasta, a może nawet na pozyskanie sponsora.

Dzięki za wszystkie oddane głosy ;)

czwartek, 19 maja 2011

Eliminacje - part 1

Eliminacje do MŚJ w tym roku są krótkie i tematyczne. Mianowicie 2 biegi na konsultacjach w Rumii, które już za nami i 3 biegi na KMP w Wejherowie. Weekend po weekendzie, czyli zwięźle i na temat.
2 biegi, które biegaliśmy w Rumii to middle i klasyk. Niestety miałem nadzieję, że przyjedzie więcej osób, że więcej osób zainteresowanych jest wyjazdem na JWOC. Myliłem się, i tak w kategorii męskiej walkę o wyjazd podjęło 9 śmiałków. Przypomnę, że jest 6 miejsc. U dziewczyn wyglądało to nieco lepiej, bo było ich o kilka więcej.
Sobotni middle to bardzo szybkie bieganie, przed biegiem obawiałem się tego, że jeśli teren będzie łatwy mogę stracić przez moje zakwaszenie w czwórkach. Teren był bardzo łatwy przez co trasy też musiały takie być i moim zdaniem błędy jakie się pojawiały mogły wynikać z dużej prędkości. Już na rozgrzewce czułem, że nie jestem zbyt świeży, ale postanowiłem robić swoje.
1pkt- wyszło lepiej niż ścieżką dookoła, ale gdybym poszedł górą bardziej z lewej zaoszczędziłbym kilka poziomic, no i zatrzymałem się jakieś 70m przed pkt -strata 5’’
2pkt- bez problemów, ale tuż przed punktem wyczułem jakieś przesunięcia na mapie, ale na szczęście pomarańczowa płachta zaświeciła
3pkt- za wysoko wbiegłem- strata 7’’
4pkt-zły wariant- lepszy był z prawej po zboczu i dalej ścieżką, na przebiegu stanąłem w jednym miejscu, żeby się upewnić – strata 22’’
Do końca trasy już bez błędów.  Czas 23:09, trasa 4,4km, a więc średnia biegu to 5:16/km. Cieszę się, że udało mi się zrealizować założenia, czyli zrobić mało błędów, a zwycięstwo w tym biegu utwierdziło mnie, że wszystko zmierza w dobrą stronę.
Ciekawostką jest to, że na mapie wyrysowałem wcześniej swoje przebiegi i prawie wszystko się pokryło, prawie bo na 7pkt jak widać biegłem niżej- dziwne ze myślałem po biegu inaczej.

W niedziele nadszedł czas na klasyk, po sobocie moje mięśnie sprawowały się jeszcze gorzej, ale po rozgrzewce nie było najgorzej. Niestety na start musieliśmy czekać ponad godzinę w deszczu, który na szczęście przed moim startem się skończył.
1pkt-dużo osób poszło drogą z lewej i był to chyba lepszy wariant-strata 5’’
2pkt-ten wariant uważam za najlepszy, ale na początku nie potrzebnie podbiegłem pod tą górę – strata do podzia 6’’
3pkt- ten wariant okazał się dużo lepszy, ale lekkie wahnięcie, chciałem wbiegać nie na ten nosek, a na końcu wylądowałem za bardzo na prawo – strata 10’’
4pkt- tutaj kolejny dylemat-lewa czy prawa, na biegu postawiłem na lewą, ale po biegu prawa wydaje mi się szybsza,
5pkt- chyba jedyny słuszny wariant
6pkt- nie chciałem podbiegać tej góry i ją obiegłem, na wejściu lekkie zawahanie –strata do podzia- 3’’
7pkt-zły odbieg i wahnięcie na wejściu – strata 11’’
8pkt-ok.
9pkt-chyba za bardzo obiegałem-strata 8’’
10pkt-widziałem wariant obiegowy, ale chyba jest gorszy
11-13- ok, ale na 12 mocno grzmotnąłem o ziemię wykręcając sobie kostkę i obijając biodro co miało wpływ na kolejnych kilku przebiegach
14pkt- szukałem za bardzo na prawo, byłem za niską myśląc, że dołek ma być na takim lekkim wywłaszczeniu – strata 28’’
15-16-ok
17pkt- miałem w zamyśle wchodzić do góry wzdłuż zielonego, ale były tam takie krzaki, że postanowiłem to obiec, na górze był nieistniejący na mapie płot, który musiałem obiec i przez to duża strata- 31’’
Do końca już bez błędów, na ostatni miałem zamysł iść przez metę, ale zmieniłem zamysł.
Biegałem trasę o długości 11,2km, 73:58min (6:36/km). Całość oceniam bardzo dobrze, no i cieszy kolejna wygrana, a wygrywać z takim gościem jak podzio to nie byle co;) Bo biegu moja lewa łydka, i prawy dwugłowy były zakwaszone do tego stopnia, że chód sprawiał mi trudności, a zakwaszenie po biegu wynosiło 8,1mmol/l. ( To chyba bardzo duże?)

Co do samych konsultacji to było kilka niedociągnięć, ale generalnie jestem pozytywnie zaskoczony. Punkty ustawione na czas, mapy i start jak na zawodach, na punktach SI, po biegu analiza z wygrywającymi przebiegami na jednej mapie, czyli rzeczy bardzo zwykłe i chciałoby się rzec codzienne, których jednak w poprzedniej kadrze nie było…

Po powrocie do domu, w poniedziałek miałem ostatni egzamin maturalny. I od tamtej pory jestem wolnym człowiekiem. Na pewno mam więcej czasu, więc mogę się jeszcze bardziej poświęcic bieganiu, a co z tego wyjdzie? Zobaczymy.

piątek, 13 maja 2011

Limit

Tej zimy zapanował w polskiej orientacji kiepski nastrój, a to wszystko za sprawą kilkunastu(kilkudziesięciu??) niesfornych juniorów. Wszystko poszło o zmianę trenera kadry. Jak już pisałem mam nadzieję, że ten fakt nie stanie się ścianą pomiędzy ludźmi z naszej dyscypliny. Jednak przez fakt napisania tzw. „paszkwila” trener został zmieniony, ludzie z góry przywrócili dawne porządki i kadrę podzielono na dwie, jak to miało miejsce kilka lat temu. Mianowicie jedna to juniorzy czyli K/M 16 i 18 , a druga to młodzieżowcy czyli K/M 20, a więc kadra do której ja mam szczęście się zaliczac. Zmiana trenerów przyniosła zmiany w przygotowaniach, najszybciej zauważalną zmianą było pozbycie się corocznego pierwszego spotkania orientalistów czyli popularnego CROSSU. Trenerzy musieli, więc w inny sposób sprawdzic jak przetrenowaliśmy zimę i odrzucic osoby słabe biegowo z eliminacji do imprez mistrzowskich. W taki sposób powstały limity(rok wcześniej w sumie też już były dla osób, które nie biegały crossu), a więc coś zaciągnięte z kadry seniorów. Każda kategoria dostała swój dystans i czas do pokonania. W Polsce wśród juniorów zapanował niepokój i podniecenie, kto zrobi , kto ile na biega, itd… U niektórych podniecenie limitem przewyższało nawet zachwyt lasem co niestety może być złe w skutkach. Moja kategoria czyli M20 dostała dystans 5km i czas 16:30.  Mówiąc nieskromnie od początku wiedziałem, że nie będę miał problemu z tym czasem. Zastanawiała mnie jednak inna sprawa, czy znajdzie się 5 innych śmiałków w tej kategorii, którzy ten czas złamią i czy przypadkiem limit nie jest dla nich zbyt ostry. To czas pokaże. Jak się okazało trener kadry juniorów poszedł po rozum do głowy (w nikogo nie mam zamiaru tym stwierdzeniem uderzac!) i zmienił limity na lżejsze i łatwiejsze do zrobienia i już wiadomo, że dwóch chłopców moim zdaniem kluczowych w tej kadrze pierwszego limitu by nie nabiegali… A co z naszym limitem? Na razie nietknięty. Mam tylko nadzieję, że trenerzy i ludzie w zarządzie nie dopuszczą do sytuacji, w której na imprezę mistrzowską jedzie osoba, która nie nabiegała limitu. Nie mówię tego dlatego, że sam nie miałem problemu z limitem, ale dlatego, że muszą być i są pewne zasady. Trzeba było limity ustawiac tak, żeby  nie było takich problemów, a skoro limity już są to trzeba się ich trzymac.
Do rzeczy, ja swoje zmagania z limitem zaplanowałem na 8maja, czyli kilka dni po powrocie z obozu w Rumii. Termin o tyle wygodny , że dośc szybko mam limit za sobą, a jednocześnie nie muszę go robic dzień przed eliminacjami co w późniejszym rozrachunku okazało się nie ważne, ale o tym później. Tak, więc podczepiając się pod grupkę z Łodzi biegałem limit 8maja na AZSie, tutaj wielkie dzięki dla Paszy, zarówno za zorganizowanie jak i za pacemakerowanie 1 i 3km, i również podziękowania dla Gada za pacemakerowanie 2 i 4km;) W biegu startowałem z podziem, plan od trenera był prosty, początek to spokojny bieg z pacemakerem i podziem, i atak 3-4 koła przed końcem. Wiatr na stadionie był mocny(pod wiatr było oczywiście na jednej prostej), dlatego postanowiłem zaatakowac na 3 koła przed końcem.  Tak, więc 3800m biegłem spokojnie, tj.
1km-3:18min
2km-3:15min
3km-3:21min
4km-3:12min, ostatnie 200m tego kilometra to już samotny atak, żeby sprawdzic ile i jak szybko mogę coś takiego wytrzymac, ostatni kilometr biegłem już zupełnie sam przez co na wspomnianej prostej musiałem zmierzyc się z wiatrem, ale ogólnie było ok., i tak :
5km-2:55min, co wydaje mi się być dobrym czasem,
Ogólnie wyszło mi 16:02min co daje mi zaliczenie limitu ;)
Dla zainteresowanych ostatnie 3 koła to : 70’’,71’’ i 69’’.
Ile z tego mógłbym urwac gdybym od początku szedł mocniej? Tego nie wie nikt i niech na razie pozostanie to słodką tajemnicą.

W ten weekend zaplanowane są eliminacje w Wejherowie czyli sobotni middle i niedzielny klasyk. Niestety w tym tygodniu z trenerem postanowiliśmy dorzucic do pieca i tak po niedzielnym limicie, we wtorek i dzisiaj miałem mocne bieganie. Przez to nie jestem zbyt świeży, ale prawdą jest, że nie liczy się wynik na eliminacjach do JWOCa, ale wynik na samym JWOCu. Dlatego(chyba nie zaczyna się zdania od dlatego, dobrze, ze nie czyta tego mój profesor od polskiego;)), nie wiem jaka będzie moja forma biegowa, wiem natomiast, że nie chcę robic błędów i na to będę kładł nacisk. Mam nadzieję, że przyjedzie tam dużo osób i będzie super zabawa! Do zobaczenia ;)

P.S. posta pisałem wczoraj, ale z niewiadomych przyczyn nie chciał zaistniec w świecie...

wtorek, 10 maja 2011

Rumia

Święta Wielkanocne już tradycyjnie spędziłem na obozie. W tym roku oczywiście wykorzystałem wolny czas na trening w terenach JWOCa. I tak dzięki dofinansowaniu wojewódzkiej kadry młodzieżowców prawie całkowicie bez ponoszenia kosztów spędziłem 9 dni w Rumii. Ogromnie cieszy mnie forma jaką tam prezentowałem, biegowo było super, a błędów robiłem bardzo mało. Wielkie dzięki dla osoby, która przygotowała nam treningi na takim wypasie, takiego przygotowania treningów jeszcze na oczy nie widziałem;) Wcale nie przeginam, treningi tak profesjonalnie przygotowane, punkty postawione dzięki Sławkowi- czułem wreszcie, że niczego nie brakuję. Do pełni szczęścia na porządnym obozie musi być parę osób do ścigania, i tym razem była nas spora grupka. Wreszcie mogłem porównać się nie tylko z podziem.

Na jednym z treningów postanowiliśmy pobiec klasyk z JWOCa ’94, czyli klasyk na którym Banan zdobył złoto. Przyznam się, że nie pamiętałem przebiegów z analizy, którą zaprezentował nam Banan w listopadzie 2009 roku. Trasę 10,7km biegałem 75’06’’(6:57/km) i tutaj niestety zrobiłem najwięcej błędów bo aż 3’45’’, z czego aż 2’ na przedostatni pkt. To po raz kolejny pokazało mój brak umiejętności utrzymywania koncentracji do końca.
  I tak na 1pkt- chciałem biec górą i skręcić dopiero noskiem do pkt, ale nie wyszło
4pkt-zły odbieg i wahnięcie na wyjściu z muldy
8pkt-lepszy wariant był chyba asfaltem, albo całkowicie z lewej + błąd na wejściu
12pkt-na odbiegu płot i to samo na wejściu, nowe płoty i lekka dezorientacja
14pkt-lekko zły odbieg
  16pkt-tutaj mocno koncentrowałem się na innych następnych przebiegach przez co najpierw chciałem wbiec w złą ścieżkę a poźniej troszkę długo ciągnąłem drogą, ale tutaj strata bardzo nie wielka
17pkt-wahnięcie
18pkt-znów płoty
19pkt- płot na wejściu
  20pkt- i tutaj totalna siara, po prostu zlekceważyłem ten pkt i źle odczytałem poziomice, w konsekwencji czego najpierw za późno zbiegłem, potem za dużo zbiegłem przez co musiałem niepotrzebnie podbiegać, olbrzymia strata !



Obóz oceniam na celujący! Zarówno pod względem przygotowania treningów jak i moich predyspozycji. I jeszcze raz dzięki wspaniałej osobie za takie treningi i Sławkowi za stawianie pkt- bez tych osób taki obóz byłby niewypałem! ;) 

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Puchar Doliny Bobru

Puchar Doliny Bobru to zawody, na które jechałem z wielką radością, a to za sprawą poprzedniej edycji, która wypadła bardzo dobrze. Chciałem przekonac się czy organizatorzy zorganizują tę edycję jeszcze lepiej. Na zawody udałem się prosto z obozu w Szklarskiej, dzięki czemu miałem bardzo krótką podróż. Na zamku w Kliczkowie zameldowałem się wraz z ekipą obozową o godzinie 19. Spacer czyli kilka rundek po terenie zamku i już trzeba było przygotowywac się do pierwszego startu jakim były sprinterskie, nocne sztafety 6-cio zmianowe. Super pomysł i wykonanie. Kamery, telebim w centrum, teren ciekawie wykorzystany. Biegałem w mieszanej sztafecie z Chrupkiem i Bananem, a dokładniej: Łukasz Gryzio, Ja, Robert Banach x2. Skończyliśmy na 2 miejscu a do pieczonego świniaka, czyli nagrody za zwycięstwo brakło nie dużo. Start traktowałem całkowicie „for fun” co nie znaczy, że się nie ścigałem. Na pierwszej mojej zmianie jedynie błąd na 1pkt, co ciekawe nie od razu włączyłem lampe, ale wiem, że kilka takich osób się znalazło.

Na drugiej mojej zmianie już bez błędnie.
  
Po biegu, wszyscy zawodnicy zebrali się przy ognisku i zostali poczęstowani grochówką, super;) Następnie było nagrodzenie pierwszych 3sztafet, po którym nastąpiła degustacja nagrody głównej, czyli wspominanego już świniaka. Ja niestety nie spróbowałem, bo było już późno. Szkoda, że organizatorzy nie przełożyli tego na następny dzień.

Drugi dzień zawodów zapowiadał się bardzo ciekawie. Rano middle, w terenie miejscami bardzo ciekawym. Cieszy, że budowniczy właśnie ten teren wykorzystał do granic możliwości. Szkoda, że meta nie była usytuowana w centrum zawodów.  W moim biegu było niestety kilka błędów. Początek bardzo łatwy, pierwszy błąd dopiero na 11pkt, 40’’ wtopy przez niedoczytanie mapy i w rezultacie przebiegnięcie punktu. Dalej zły odbieg na 13, na 15-ty mogłem iśc ścieżką przy górce, dzięki czemu może nie zrobiłbym wahnięcia na wejściu. Dalej szło dobrze, dopiero na 22pkt zniosło mnie do drogi-15’’błędu. Błąd na 24pkt to kolejne ukazanie mojego braku koncentracji w końcówce biegu i strata 30’’. Łącznie biegałem 33’49’’(błędu1’40’’) i 1 miejsce w M20. Niestety biegowo nie czułem się świetnie, ale to mam nadzieję przez obóz. Cieszy forma reszty mojej kategorii, wydaje się, że może być fajne ściganie w tym roku;)

Kolejny etap PDB to sprint w Bolesławcu. To etap, na który ostrzyło sobie zęby większośc zawodników. W tym roku trasa to prawdziwy majstersztyk. Gratulacje dla budowniczego!  Głowa cały czas pracowała na pełnych obrotach a pomimo tego nie obyło się bez błędów. Błąd na 3pkt, przez niewyczytanie mapy „doprzodu” i zły odbieg–strata 8’’, wariant z lewej na 4pkt okazał się 10’’ szybszy. Do tego jeszcze błąd wariantowy na 7pkt. Dalsza częśc trasy bez błędów, ale to nie znaczy, że nie miałem problemów ze znalezieniem wariantów. Skończyłem na 2miejscu ze stratą 17’’ do podzia. Super teren, trasa i do tego kamery, na starcie i na rynku.

Ostatni etap to niedzielny klasyk, z centrum zawodów kolejny raz przy zamku, do tego punkt widokowy i radiokontrola. Co do mojego biegu to byłem już zmęczony, ale bardzo chciałem pobiec czysto i szybko.  Kilka błędów niestety było, i tak zły odbieg z 1pkt, na 7pkt przez wspinanie się po piaskowych skarpach straciłem ok.25’’, na 8 złe wejście i 10’’ straty. Dalej słaby wybieg z 8pkt, na 16 lekko mnie rzuciło na przebiegu w lewo, wahnięcie na 24 i zły wariant na 26. Łącznie błędu na 90’’. Biegałem 52’06’’ co daje średnią 5:20/km, więc w sumie jestem zadowolony. Biegowo nie było najgorzej, ale mam nadzieję, że w lipcu będzie dużo lepiej;)

Oceniając całe zawody muszę napisac, że były to najlepsze zawody w Polsce na jakich startowałem. Widac było starania i zaangażowanie organizatorów. I wiem, że będę chciał wystartowac w kolejnej edycji. Niestety na tym wyjeździe byłem też osobą współorganizującą wyjazd dla klubu przez co miałem stycznośc z biurem zawodów, w którym niestety panował spory bałagan. Tak więc, impreza była super, ale jest co poprawiac i mam nadzieję, że kolejna edycja PDB będzie jeszcze lepsza.