niedziela, 20 marca 2011

Portugalia

Dzięki wsparciu finansowym mojego klubu i sponsora, jakim na dzień dzisiejszy są moi rodzice mogłem przez 13 dni rozkoszować się Portugalią. Wyjazd zacząłem już 1 marca przejazdem do Krakowa, skąd następnego dnia lecieliśmy do Madrytu. Stamtąd przesiadka w auto i po 6 godzinach zameldowaliśmy się w miejscu noclegowania. Krótkie wytuptanko z podziem i do spania. I tutaj początek naszych udręk, które towarzyszyły nam prawie każdej nocy. Mianowicie mróz. W nocy było na tyle zimno, że spaliśmy w dresach , czapce i rękawiczkach.
Przez pierwsze dwa dni zrobiliśmy 4 treningi techniczne, to było wspaniałe uczucie, kiedy w krótkich rękawkach mogliśmy biegać z tak trudnymi mapami w ręku.

Wreszcie w sobotę, 5marca zaczęło się Portugal „O” Meeting 2011. Razem z podziem startowaliśmy w H20, a dodając do tego takich biegaczy jak Petrzela, Kivlienieks, Winblad i Eden zrobiła się z tego całkiem przyjemna ekipa do pościgania.
1dzien to klasyk, który z założenia miałem iść mocno, od początku skupiony, sprawdzić jak radzę sobie w tym terenie w tej skali(1:15000). Wyszło całkiem ładnie, zwycięstwo i  2min błędu (13,16,17,18,23pkt).


Drugi dzień zawodów to middle, który miałem sobie odpuścić biegowo, tzn pobiec 2zakresem, nie robiąc błędów. O ile pierwsze założenie udało się zrealizować o tyle drugie już nie. Biegając wolniej cały czas nie dobiegałem do pkt, miałem dziwne wrażenie, że wszystko przebiegam. Sumując wyszło 3min błędu(5,10,13pkt), a przegrałem aż o 5’12’’.

Następny dzień to kolejny middle i WRE dla kategorii elity. Ten bieg miałem iść mocno i tak było. Niestety kolejny raz zrobiłem zbyt dużo błędów, prawie 2’40’’ (1,3,11,12,14,18) i przegrana o 2’37’’.

Wieczorem organizatorzy zapewnili nam zabawę w postaci nocnego sprintu. Ciekawy teren, który jednak moim zdaniem mógł być nieco lepiej wykorzystany, przynajmniej w mojej kategorii, przyniósł mi wiele frajdy z biegania. Zrobiłem około 20’’ błędu a przegrałem aż 1’22’’!!!

W ostatni dzień POM biegaliśmy klasyk. Bieg dla mnie całkiem udany, z niewielka ilością błędów-ok2’(7,15,24pkt), i nienajgorszą dyspozycją biegową. Ten etap wygrałem i ogólnie zająłem 3miejsce.
Strona zawodów: http://www.gd4caminhos.com/eventos/pom2011/

Po zawodach przenieśliśmy się w okolice Evory gdzie kilka dni trenowaliśmy na ciekawych mapkach.

Na koniec wyjazdu przyszło nam zmierzyć się w zawodach Gafanhori Meeting.  
1etapem był middle, teren dużo łatwiejszy niż ten z POM, początek wręcz banalny. Następnie sporo pkt w nieco ciekawszym terenie. Błędów zrobiłem na ok.1’15’’ , a przegrałem jedynie z podziem o 2’’.

Ostatni dzień był kulminacją wszystkiego co najgorsze na tym wyjeździe. Od rana było pochmurno, trasa miała 13,7km , szacowany czas zwycięzcy 65-75min. Wobec tego myśleliśmy, że teren będzie iście łatwy i bardzo szybki. Byłem już mocno zmęczony po całym wyjeździe, mimo to potrafiłem wykrzesić z siebie resztki sił do szybkiego biegania. Teren mocno mnie zaskoczył, w sumie to nie tylko mnie,  w początkowej fazie biegu zielone rośliny na wysokość ok1,5m mocno utrudniały widoczność. Dzięki mocnej koncentracji początek udało mi się przebrnąć bez większych błędów. Dopiero na 9pkt lekko mnie rzuciło na przebiegu, ale to było nic w porównaniu z tym co działo się na następnym punkcie. Przez te roślinki kompletnie nie mogłem wyczytać w której muldzie jestem i dopiero po zbiegnięciu do płotu i nakierowaniu się udało mi się znaleźć 10pkt. Strata prawie 3’. Na 11 chcąc odrabiać straty zrobiłem kolejny błąd. Tutaj po rozmowie z Kowalkiem postanowiłem na chwilkę stanąć i wziąć kilka głębszych oddechów. Po tym kontynuowałem bieg robiąc niewielkie wahnięcia(15,16,17,18,20)-łącznie na 1’40‘’ , i w końcu dobiegłem. Czas 85’22’’, o dziwo zwycięstwo i to o prawie 4’. W ogólnej klasyfikacji również zwycięstwo;). Bieg okazał się bardzo ciekawy, teren wymagający, dystans zresztą też.
Strona zawodów: http://www.gafanhori.pt/meeting11/

Po biegu ewakuowaliśmy się do szkoły na szybki prysznic i żegnając Portugalię ruszyliśmy na samolot do Madrytu. To było bardzo dobrze , efektywnie przetrenowane 13dni. Tyle biegania z mapą w tym okresie musi dać dobre rezultaty.

środa, 2 marca 2011

Luty

W lutym z najważniejszych biegowych wydarzeń muszę wyróżnić:
- start w Grand Prix Łodzi w biegach przełajowych,
- obóz w Szklarskiej,
- krótki, 2dniowy wyjazd do Żelazka.
IV runda GPŁ odbyła się w niedziele, 13 lutego. Pogoda była rewelacyjna, a co za tym idzie trasa była w porównaniu do wcześniejszych edycji tego biegu niczym tartan. Miejscami był jeszcze lód czy zlodowaciałe nierówności, ale kilka dni przed biegiem spodziewałem się dużo gorszej nawierzchni. W tygodniu poprzedzającym start czułem się świetnie, na treningach czułem moc. Bieg sam w sobie nie był ciekawy. Od początku trzymałem czołówkę, a na końcówce, kiedy pasza krzyknął mi, że dwóch gości przede mną jest ugotowanych, przyśpieszyłem i ich minąłem. W rezultacie dało mi to 2 miejsce z czasem 16:50min(3:16/km), żałuję ze trasa ma 5,15km, a nie 5. Miałbym limit na JWOCa za sobą.

Dzień po biegu, czyli w poniedziałek, razem z chrupkiem dołączyliśmy do ekipy z Łodzi na krótki obóz w Szklarskiej. W zasadzie nie ma się tutaj nad czym rozpisywać, ale takie kolejne podładowanie akumulatorów dobrze mi zrobiło. Udało mi się w 7 dni zrobić kilka mocniejszych treningów, tj. 2 wycieczki biegowe po ok.23km, 2zakres z podziem na reglach po 3:50/km i zabawę biegową, która wyszła nadspodziewanie dobrze. Poza tym wybraliśmy się 2 razy na mapę i raz na nartki(dzięki ekipo ze Śląska za podwózkę). Był to kolejny dobrze przetrenowany tydzień, a zarazem ostatni spędzony na zimowym obozie w górach.

Kolejny wyjazd, to weekend w Żelazku(26-27 luty). Wyjechaliśmy wcześnie rano w sobotę i już po 3 godzinach jazdy byliśmy na starcie do pierwszego treningu jakim był klasyk. Trasa 9,9km, częściowo przebiegi wariantowe, częściowo middlowe. Z założenia miałem biec drugim zakresem, ale po piątkowym treningu moje nogi nie chciały ze mną współpracować. Niestety zrobiłem 3 większe błędy, i o ile błąd na 19pkt spowodowany był brakiem opisów, o tyle błąd na 8 i 24 to tylko i wyłącznie moja wina. Całość biegałem w 79min i byłem mocno niezadowolony, nie potrafiłem się odpowiednio skoncentrować, a zimno i syf pod nogami tylko potęgował moje rozdrażnienie.

Drugi trening to już zupełnie inna bajka. Większość wyszła na ten trening popołudniu, ale najwięksi twardziele(ja się do nich tylko podłączyłem:P) poszli w nocy. Teren całkowicie różnił się od porannego, niestety wykonanie mapy przy pkt8 pozostawiało wiele do życzenia(nie tylko mi, sporo osób wracając mówiła, że coś tym miejscu nie grało). Brak lampionów przy 11,12,13pkt sprawiło, że troszkę tam czasu straciłem, ale ogólnie trening wyszedł dobrze.

Pierwszym treningiem w niedzielę był trening łączony, interwały + azymutówka. Start masowy i brak rozbić spowodował, że na interwałach było bardzo szybkie bieganie. Ten trening wyszedł mi zadowalająco, zarówno pod względem technicznym(jeden błąd na 2pkt) jak i biegowym. Wreszcie nogi odżyły i mogłem pościgach się na pełnych obrotach.

 Do drugiej części treningu podszedłem z dużym respektem. Jednak wolne tempo i nadmierna kontrola kierunku pozwoliły przebiec tą część prawie bezbłędnie. Prawie, bo jednego pkt szukałem za wcześnie.

Ostatni trening na tym wyjeździe okazał się najprzyjemniejszym. Krótka trasa na mapie bez dróg.

Cieszę się, że wreszcie tyle pobiegałem na mapie, a teraz siedzę sobie w Krakowie u Pałeczki;) Jutro, a w zasadzie to dziś wylatujemy do Portugalii, gdzie będzie duuuużo biegania na mapie;)