poniedziałek, 30 maja 2011

KMP, czyli ścigania ciąg dalszy

Klubowe Mistrzostwa Polski, czyli KMP, to jedne z niewielu zawodów w Polsce, do których podchodzę z największym skupieniem i starannością. Nagrodą za dobre biegi są bowiem punkty dla klubu, dla klubu który tak wiele dla mnie zrobił.  W tym roku dodatkowym motywatorem były eliminacje do JWOCa rozgrywane podczas wszystkich biegów indywidualnych. Już to wszystko, wystarcza, żeby podejść do tematu poważnie. Dla mnie jednak liczyło się coś innego, otóż była to dla mnie pierwsza konfrontacja w tym roku ze światową czołówką M20, a zwłaszcza z Eskilem Kinnebergiem. Dodatkowo mogłem porównać się z całą elitą naszego kraju, co niestety troszkę mnie podłamało. Pocieszam się, że mam jeszcze czas;)
Pierwszy start to sprint w piątkowe popołudnie. Nie będę się rozpisywał na temat przechodzenia zawodników przez płoty. Powiem tylko, że wiedziałem o tym przejściu, straciłem nawet kilka sekund na przebiegu na 9pkt, żeby stanąć i upewnić się jak jest to zinterpretowane. Widząc czarną, grubą kreskę, wiem, że nie mogę tamtędy przejść. I dla mnie głupie tłumaczenie jest, że furtka była otwarta. Dla przykładu podam coś co mnie utrzymuję w moim przekonaniu. Czy jeśli w żywopłocie zaznaczonym jako nie do przejścia, znajdziemy przerwę, tzn. że możemy tamtędy przejść? Dla mnie jasne jest, że nie. A jednak się rozpisałem ;)
Co do mojego biegu, to nie do końca jestem zadowolony. Za dużo chaosu, nogi nie szły tak jakbym chciał, ale ogólnie nie było źle.
1pkt-zły odbieg, niedoczytanie mapy,
4pkt-dla mnie paranoja, z każdej strony żywopłot, tutaj mapmaker się nie wykazał
5pkt-niedoczytanie mapy
9pkt-zły wariant, widziałem oba, wybrałem zły, 17sekund straty
10pkt-złe wyczytanie mapy i opisów, stanąłem przed uchyloną furtką, cieszę się, że nawet przez myśl mi nie przeszło tamtędy przejść;)
11pkt- z lewej było szybciej
  Do końca już ok;) Po biegu strasznie bolały mnie łydki, gdzie rozbieganie i rozciąganie nic nie pomagało, co strasznie mnie denerwowało na kolejnych etapach.

Kolejny dzień to sztafety i mój debiut w sztafecie seniorskiej, przypadła mi 3 zmiana. Od początku wiedziałem, że moje tempo biegu będzie zależało od Chrupka(1zmiana) i Mariana(2zmiana). W głowie miałem popołudniowe ściganie na middlu, dlatego ucieszył mnie taki obrót sprawy. Startowałem mianowicie z dużą stratą i dużą przewagą. Sobota niestety nie należała do mnie, generalnie biegi, które sobie lekko odpuszczam technicznie nigdy mi nie idą… I tak na trudniejszych przebiegach było dobrze, a na łatwych robiłem głupie błędy. Co do 3pkt to jestem przekonany, że są tam spore przesunięcia. Biegałem tam drugi czy trzeci raz i za każdym razem coś mi tam nie gra…

Popołudnie to wspomniany wcześniej middle, konkretna rozgrzewka, wszystko tak jak być powinno i start….
Już na pierwszym punkcie dogoniłem podzia, którego goniłem na 2minuty, co troszkę mnie uśpiło. Lekki błąd na wejściu. Na 3pkt zły wariant, przez co kilka niepotrzebnych poziomic. Na 13 troszkę mnie rzuciło, reszta to bardzo małe błędy. Jednak największym problemem okazało się coś czego nigdy bym nie podejrzewał, mianowicie forma biegowa. Wydawało mi się, że biegnę szybko, a traciłem po 10sek na każdym przebiegu. Przegrana z Papusiem 80sek i spory niedosyt….

W niedziele był klasyk, czyli dystans, który od zawsze mi leżał. Tutaj chciałem samemu sobie udowodni, że stać mnie na bardzo dobry bieg pomimo zmęczenia. Niewiele błędów i wynik zadowalający.
Błędy na 2 i 3 pkt kosztowały mnie około łącznie około 45’’, dalej na 13 nieodczytanie mapy i zawahanie, na 15 zły odbieg, i błąd wariantowy na punkt widokowy. Niepotrzebnie poszedłem przez zielone. Łącznie zrobiłem błędu na 2’10’’, co uważam nie jest ani dużo, ani mało. Średnia po 6:20/km cieszy. Konfrontacja ze światem wypadła nie najgorzej, 6 miejsce w juniorach. Jednak jeśli, chce osiągnąć to o czym marzę, to cały czas za mało….

Po KMP zostałem 5 dni w Gdyni, trenując na świetnych treningach szlifowałem dalej technikę.
Przyjechałem  do domu w sobotę, po to by w niedzielę wystartować w biegu ulicznym w swoim mieście, o którym więcej niedługo…
Nie wiem czy ktokolwiek czyta do końca moje posty, nie wiem czy ktokolwiek w ogóle je czyta, ale informuję wszystkich, którzy wytrwali i teraz to czytają, że pabianickie media przeprowadzają plebiscyt na sportowca dekady w Pabianicach. Każdy kto, jeszcze nie zagłosował, a ma ochotę pomóc w promowaniu naszej dyscypliny i mnie samego w moim mieście proszony jest o oddanie głosu w sondzie na stronie :

http://nowezyciepabianic.pl/wp/2011/05/04/wybieramy-sportowca-dekady/

Cieszę, się , że nasza dyscyplina ma możliwość zaistnieć w moim mieście, a wiadomym jest, że przychylność mediów jest ważna. Co znaczy to dla mnie samego? Przychylność mediów i władz, może pozwolić mi na wsparcie ze strony miasta, a może nawet na pozyskanie sponsora.

Dzięki za wszystkie oddane głosy ;)

czwartek, 19 maja 2011

Eliminacje - part 1

Eliminacje do MŚJ w tym roku są krótkie i tematyczne. Mianowicie 2 biegi na konsultacjach w Rumii, które już za nami i 3 biegi na KMP w Wejherowie. Weekend po weekendzie, czyli zwięźle i na temat.
2 biegi, które biegaliśmy w Rumii to middle i klasyk. Niestety miałem nadzieję, że przyjedzie więcej osób, że więcej osób zainteresowanych jest wyjazdem na JWOC. Myliłem się, i tak w kategorii męskiej walkę o wyjazd podjęło 9 śmiałków. Przypomnę, że jest 6 miejsc. U dziewczyn wyglądało to nieco lepiej, bo było ich o kilka więcej.
Sobotni middle to bardzo szybkie bieganie, przed biegiem obawiałem się tego, że jeśli teren będzie łatwy mogę stracić przez moje zakwaszenie w czwórkach. Teren był bardzo łatwy przez co trasy też musiały takie być i moim zdaniem błędy jakie się pojawiały mogły wynikać z dużej prędkości. Już na rozgrzewce czułem, że nie jestem zbyt świeży, ale postanowiłem robić swoje.
1pkt- wyszło lepiej niż ścieżką dookoła, ale gdybym poszedł górą bardziej z lewej zaoszczędziłbym kilka poziomic, no i zatrzymałem się jakieś 70m przed pkt -strata 5’’
2pkt- bez problemów, ale tuż przed punktem wyczułem jakieś przesunięcia na mapie, ale na szczęście pomarańczowa płachta zaświeciła
3pkt- za wysoko wbiegłem- strata 7’’
4pkt-zły wariant- lepszy był z prawej po zboczu i dalej ścieżką, na przebiegu stanąłem w jednym miejscu, żeby się upewnić – strata 22’’
Do końca trasy już bez błędów.  Czas 23:09, trasa 4,4km, a więc średnia biegu to 5:16/km. Cieszę się, że udało mi się zrealizować założenia, czyli zrobić mało błędów, a zwycięstwo w tym biegu utwierdziło mnie, że wszystko zmierza w dobrą stronę.
Ciekawostką jest to, że na mapie wyrysowałem wcześniej swoje przebiegi i prawie wszystko się pokryło, prawie bo na 7pkt jak widać biegłem niżej- dziwne ze myślałem po biegu inaczej.

W niedziele nadszedł czas na klasyk, po sobocie moje mięśnie sprawowały się jeszcze gorzej, ale po rozgrzewce nie było najgorzej. Niestety na start musieliśmy czekać ponad godzinę w deszczu, który na szczęście przed moim startem się skończył.
1pkt-dużo osób poszło drogą z lewej i był to chyba lepszy wariant-strata 5’’
2pkt-ten wariant uważam za najlepszy, ale na początku nie potrzebnie podbiegłem pod tą górę – strata do podzia 6’’
3pkt- ten wariant okazał się dużo lepszy, ale lekkie wahnięcie, chciałem wbiegać nie na ten nosek, a na końcu wylądowałem za bardzo na prawo – strata 10’’
4pkt- tutaj kolejny dylemat-lewa czy prawa, na biegu postawiłem na lewą, ale po biegu prawa wydaje mi się szybsza,
5pkt- chyba jedyny słuszny wariant
6pkt- nie chciałem podbiegać tej góry i ją obiegłem, na wejściu lekkie zawahanie –strata do podzia- 3’’
7pkt-zły odbieg i wahnięcie na wejściu – strata 11’’
8pkt-ok.
9pkt-chyba za bardzo obiegałem-strata 8’’
10pkt-widziałem wariant obiegowy, ale chyba jest gorszy
11-13- ok, ale na 12 mocno grzmotnąłem o ziemię wykręcając sobie kostkę i obijając biodro co miało wpływ na kolejnych kilku przebiegach
14pkt- szukałem za bardzo na prawo, byłem za niską myśląc, że dołek ma być na takim lekkim wywłaszczeniu – strata 28’’
15-16-ok
17pkt- miałem w zamyśle wchodzić do góry wzdłuż zielonego, ale były tam takie krzaki, że postanowiłem to obiec, na górze był nieistniejący na mapie płot, który musiałem obiec i przez to duża strata- 31’’
Do końca już bez błędów, na ostatni miałem zamysł iść przez metę, ale zmieniłem zamysł.
Biegałem trasę o długości 11,2km, 73:58min (6:36/km). Całość oceniam bardzo dobrze, no i cieszy kolejna wygrana, a wygrywać z takim gościem jak podzio to nie byle co;) Bo biegu moja lewa łydka, i prawy dwugłowy były zakwaszone do tego stopnia, że chód sprawiał mi trudności, a zakwaszenie po biegu wynosiło 8,1mmol/l. ( To chyba bardzo duże?)

Co do samych konsultacji to było kilka niedociągnięć, ale generalnie jestem pozytywnie zaskoczony. Punkty ustawione na czas, mapy i start jak na zawodach, na punktach SI, po biegu analiza z wygrywającymi przebiegami na jednej mapie, czyli rzeczy bardzo zwykłe i chciałoby się rzec codzienne, których jednak w poprzedniej kadrze nie było…

Po powrocie do domu, w poniedziałek miałem ostatni egzamin maturalny. I od tamtej pory jestem wolnym człowiekiem. Na pewno mam więcej czasu, więc mogę się jeszcze bardziej poświęcic bieganiu, a co z tego wyjdzie? Zobaczymy.

piątek, 13 maja 2011

Limit

Tej zimy zapanował w polskiej orientacji kiepski nastrój, a to wszystko za sprawą kilkunastu(kilkudziesięciu??) niesfornych juniorów. Wszystko poszło o zmianę trenera kadry. Jak już pisałem mam nadzieję, że ten fakt nie stanie się ścianą pomiędzy ludźmi z naszej dyscypliny. Jednak przez fakt napisania tzw. „paszkwila” trener został zmieniony, ludzie z góry przywrócili dawne porządki i kadrę podzielono na dwie, jak to miało miejsce kilka lat temu. Mianowicie jedna to juniorzy czyli K/M 16 i 18 , a druga to młodzieżowcy czyli K/M 20, a więc kadra do której ja mam szczęście się zaliczac. Zmiana trenerów przyniosła zmiany w przygotowaniach, najszybciej zauważalną zmianą było pozbycie się corocznego pierwszego spotkania orientalistów czyli popularnego CROSSU. Trenerzy musieli, więc w inny sposób sprawdzic jak przetrenowaliśmy zimę i odrzucic osoby słabe biegowo z eliminacji do imprez mistrzowskich. W taki sposób powstały limity(rok wcześniej w sumie też już były dla osób, które nie biegały crossu), a więc coś zaciągnięte z kadry seniorów. Każda kategoria dostała swój dystans i czas do pokonania. W Polsce wśród juniorów zapanował niepokój i podniecenie, kto zrobi , kto ile na biega, itd… U niektórych podniecenie limitem przewyższało nawet zachwyt lasem co niestety może być złe w skutkach. Moja kategoria czyli M20 dostała dystans 5km i czas 16:30.  Mówiąc nieskromnie od początku wiedziałem, że nie będę miał problemu z tym czasem. Zastanawiała mnie jednak inna sprawa, czy znajdzie się 5 innych śmiałków w tej kategorii, którzy ten czas złamią i czy przypadkiem limit nie jest dla nich zbyt ostry. To czas pokaże. Jak się okazało trener kadry juniorów poszedł po rozum do głowy (w nikogo nie mam zamiaru tym stwierdzeniem uderzac!) i zmienił limity na lżejsze i łatwiejsze do zrobienia i już wiadomo, że dwóch chłopców moim zdaniem kluczowych w tej kadrze pierwszego limitu by nie nabiegali… A co z naszym limitem? Na razie nietknięty. Mam tylko nadzieję, że trenerzy i ludzie w zarządzie nie dopuszczą do sytuacji, w której na imprezę mistrzowską jedzie osoba, która nie nabiegała limitu. Nie mówię tego dlatego, że sam nie miałem problemu z limitem, ale dlatego, że muszą być i są pewne zasady. Trzeba było limity ustawiac tak, żeby  nie było takich problemów, a skoro limity już są to trzeba się ich trzymac.
Do rzeczy, ja swoje zmagania z limitem zaplanowałem na 8maja, czyli kilka dni po powrocie z obozu w Rumii. Termin o tyle wygodny , że dośc szybko mam limit za sobą, a jednocześnie nie muszę go robic dzień przed eliminacjami co w późniejszym rozrachunku okazało się nie ważne, ale o tym później. Tak, więc podczepiając się pod grupkę z Łodzi biegałem limit 8maja na AZSie, tutaj wielkie dzięki dla Paszy, zarówno za zorganizowanie jak i za pacemakerowanie 1 i 3km, i również podziękowania dla Gada za pacemakerowanie 2 i 4km;) W biegu startowałem z podziem, plan od trenera był prosty, początek to spokojny bieg z pacemakerem i podziem, i atak 3-4 koła przed końcem. Wiatr na stadionie był mocny(pod wiatr było oczywiście na jednej prostej), dlatego postanowiłem zaatakowac na 3 koła przed końcem.  Tak, więc 3800m biegłem spokojnie, tj.
1km-3:18min
2km-3:15min
3km-3:21min
4km-3:12min, ostatnie 200m tego kilometra to już samotny atak, żeby sprawdzic ile i jak szybko mogę coś takiego wytrzymac, ostatni kilometr biegłem już zupełnie sam przez co na wspomnianej prostej musiałem zmierzyc się z wiatrem, ale ogólnie było ok., i tak :
5km-2:55min, co wydaje mi się być dobrym czasem,
Ogólnie wyszło mi 16:02min co daje mi zaliczenie limitu ;)
Dla zainteresowanych ostatnie 3 koła to : 70’’,71’’ i 69’’.
Ile z tego mógłbym urwac gdybym od początku szedł mocniej? Tego nie wie nikt i niech na razie pozostanie to słodką tajemnicą.

W ten weekend zaplanowane są eliminacje w Wejherowie czyli sobotni middle i niedzielny klasyk. Niestety w tym tygodniu z trenerem postanowiliśmy dorzucic do pieca i tak po niedzielnym limicie, we wtorek i dzisiaj miałem mocne bieganie. Przez to nie jestem zbyt świeży, ale prawdą jest, że nie liczy się wynik na eliminacjach do JWOCa, ale wynik na samym JWOCu. Dlatego(chyba nie zaczyna się zdania od dlatego, dobrze, ze nie czyta tego mój profesor od polskiego;)), nie wiem jaka będzie moja forma biegowa, wiem natomiast, że nie chcę robic błędów i na to będę kładł nacisk. Mam nadzieję, że przyjedzie tam dużo osób i będzie super zabawa! Do zobaczenia ;)

P.S. posta pisałem wczoraj, ale z niewiadomych przyczyn nie chciał zaistniec w świecie...

wtorek, 10 maja 2011

Rumia

Święta Wielkanocne już tradycyjnie spędziłem na obozie. W tym roku oczywiście wykorzystałem wolny czas na trening w terenach JWOCa. I tak dzięki dofinansowaniu wojewódzkiej kadry młodzieżowców prawie całkowicie bez ponoszenia kosztów spędziłem 9 dni w Rumii. Ogromnie cieszy mnie forma jaką tam prezentowałem, biegowo było super, a błędów robiłem bardzo mało. Wielkie dzięki dla osoby, która przygotowała nam treningi na takim wypasie, takiego przygotowania treningów jeszcze na oczy nie widziałem;) Wcale nie przeginam, treningi tak profesjonalnie przygotowane, punkty postawione dzięki Sławkowi- czułem wreszcie, że niczego nie brakuję. Do pełni szczęścia na porządnym obozie musi być parę osób do ścigania, i tym razem była nas spora grupka. Wreszcie mogłem porównać się nie tylko z podziem.

Na jednym z treningów postanowiliśmy pobiec klasyk z JWOCa ’94, czyli klasyk na którym Banan zdobył złoto. Przyznam się, że nie pamiętałem przebiegów z analizy, którą zaprezentował nam Banan w listopadzie 2009 roku. Trasę 10,7km biegałem 75’06’’(6:57/km) i tutaj niestety zrobiłem najwięcej błędów bo aż 3’45’’, z czego aż 2’ na przedostatni pkt. To po raz kolejny pokazało mój brak umiejętności utrzymywania koncentracji do końca.
  I tak na 1pkt- chciałem biec górą i skręcić dopiero noskiem do pkt, ale nie wyszło
4pkt-zły odbieg i wahnięcie na wyjściu z muldy
8pkt-lepszy wariant był chyba asfaltem, albo całkowicie z lewej + błąd na wejściu
12pkt-na odbiegu płot i to samo na wejściu, nowe płoty i lekka dezorientacja
14pkt-lekko zły odbieg
  16pkt-tutaj mocno koncentrowałem się na innych następnych przebiegach przez co najpierw chciałem wbiec w złą ścieżkę a poźniej troszkę długo ciągnąłem drogą, ale tutaj strata bardzo nie wielka
17pkt-wahnięcie
18pkt-znów płoty
19pkt- płot na wejściu
  20pkt- i tutaj totalna siara, po prostu zlekceważyłem ten pkt i źle odczytałem poziomice, w konsekwencji czego najpierw za późno zbiegłem, potem za dużo zbiegłem przez co musiałem niepotrzebnie podbiegać, olbrzymia strata !



Obóz oceniam na celujący! Zarówno pod względem przygotowania treningów jak i moich predyspozycji. I jeszcze raz dzięki wspaniałej osobie za takie treningi i Sławkowi za stawianie pkt- bez tych osób taki obóz byłby niewypałem! ;)