wtorek, 29 maja 2012

Baltic Cup 2012


Powoli staję się tradycją to, że na Balticu w ramach zawodów rozgrywane są eliminacje do imprez mistrzowskich(jak to ktoś skrzętnie zauważył – kwalifikacje, chociaż moim zdaniem w mojej kategorii osoby się eliminują, tzn wyeliminowują). Rok temu było to całkiem zrozumiałe, no bo przecież JWOC mieliśmy właśnie w takim terenie, ale w tym roku jest to zupełnie inny teren. Właśnie dlatego, tak jak pisałem, miało mnie na tych zawodach nie być. Niestety wyjazd na Słowację nie wypalił, a w dodatku na tyle późno nie wypalił, że wyjazd na Silve League był już nie możliwy. Na szczęście seniorzy również mieli kwalifikacje na Balticu, a nasze kategorie zostały połączone, więc na pewno nie był to stracony czas! Dodatkowo wracałem tam z wielkim sentymentem, tym bardziej, że zapowiadało się bieganie na mapach z JWOCa.

Zawody rozpoczęły się od piątkowego middla . Wielu seniorów potraktowało ten bieg ulgowo, chociaż nie wszyscy, którzy to mówili byli przekonywujący. Ja poszedłem mocno, może nie na 100%, ale się nie oszczędzałem. Skończyłem na 4 miejscu ze stratą 17sek do triumfującego tego dnia Jacka.
Pomimo łatwego terenu popełniłem kilka błędów (15’’ na 1pkt,na wejściu na 2 i 3pkt,wariant i jego wykonanie na 5pkt, wejścia na 7 i 8, wariant na 16pkt), które łącznie wyceniłem na minutkę.



W sobotę rano rozgrywany był ponownie middle, ale w terenie dużo ciekawszym i trudniejszym, zarówno technicznie jak i fizycznie. Były to eliminację dla wszystkich, od EYOCa przez JWOCa, WUOCa aż po WOCa. Mnie najbardziej cieszył fakt, że wszyscy obecni seniorzy będą chcieli pobiec bardzo dobrze. Początek biegu miałem bardzo dobry, mały błąd na 3pkt-10’’, później kiepskie wejście na 6pkt-ponownie strata 10’’. Na 7pkt połączyłem błędy z 3 i 6, i tak popełniłem błąd na odbiegu, a następnie na wejściu. Mam wrażenie, że ten punkt stał w złym miejscu, tak jakby za wysoko. Na najdłuższym przebiegu coś mi na tej górze nie grało, pamiętam jak biegłem tamtędy na JWOCu i też nie mogłem skumać tych poziomic i kolorów. Dalej całkiem czysto, chociaż kolejny raz odniosłem wrażenie, że ustawienie samych punktów nie było zbyt precyzyjne. O ile mogło mi się wydawać, że 10 stał za nisko, o tyle 11 na pewno nie stał na górze muldy. Na 13stkę popełniłem spory błąd, przede wszystkim wybrałem zły wariant, a wykonanie mojego wariantu, też nie było najlepsze, stąd strata 25’’. Dalej wahnięcie na 15 i za nisko na 16. Kolejny spory błąd popełniłem na 17. Najpierw niepotrzebnie zbiegłem z drogi w las, gdzie była masa „habazi”, a następnie jak większość wpadłem w pułapkę organizatorów i dobiegłem nie do swojego kamienia. Swoją drogą, tak punktów stawiać nie można! Na 18 byłem tak zważony, że przegrałem na wspinaczce aż 17’’!!! Odczucia po biegu miałem mieszane, wydawało mi się, że zrobiłem dużo błędów( w rzeczywistości wszystkie wyceniłem na 1’55’’) oraz , że moja forma biegowa była marna. Jednak bieg wystarczył na zajęcie 2 pozycji, ze stratą 32’’ do Rina.



Popołudniu kiedy większość już zbierała siły na kolejny etap, ja startowałem w sprincie. Oczywiście nie dlatego, że miałem tam eliminację, ale dlatego, że wydawało mi się, że będzie to bardzo ciekawy sprint. Nie myliłem się. Organizatorzy zapewnili bardzo wiele pułapek, kilka ciekawych wariantów i kilka prostszych przebiegów. Co prawda, nie lubię biegać tego typu biegów na zmęczeniu, ale po kilku punktach odzyskałem jako taką moc i biegło się całkiem przyzwoicie. Popełniłem 2 błędy wariantowe, na 2 i na 10, oba kosztowały mnie po 10’’. Analizując międzyczasy, zaciekawił mnie przebieg na 13pkt. Otóż większość startujących miała na nim od 35 do 38-39sek, a Gucio 27. Czyżby miał taki power, a może … ?



Ostatniego dnia czekał na nas klasyk. 10,8km i 350m w górę, a więc minimalnie mniej niż na zeszłorocznym JWOCu. Niestety to nie był mój dzień, podobnie z resztą jak na JWOCu. Bardzo chciałem sobie udowodnić, że potrafię pobiec tam bardzo dobrze dystans klasyczny. Jednak od początku było coś nie tak. Na pierwszych punktach miałem problemy z koncentracją, nie mogłem wczytać się w mapę, popełniałem głupie błędy, wahnięcia, wybierałem złe warianty. I tak na pierwszy, błąd na 30’’, 4pkt to prawie minuta wtopy(oczywiście chciałem pójść górą, ale nie wiem co się stało...), 6pkt to wahnięcie na wejściu, a 7 zły wariant i strata 20’’. Dalej całkiem nie źle, chociaż odbieg na 11 jak dziecko… strata 10’’. Na 14 dogoniłem Gucia i myślałem, że minięcie go będzie tylko formalnością. Niestety biegnąc na 16 poczułem dziwne ”bulgotanie” w brzuchu, na tyle mocne, że na podbiegu do 17 minął mnie Gucio i Marek, a ja toczyłem się jak furmanka. Kiedy myślałem już, że problemy zniknęły, w drodze do 20 powróciły z taką mocą, że na 21 musiałem załatwić pewną sprawę, co zajęło mi ok. 20’’. Dalej już bez możliwości zbyt szybkiego biegu tracąc na każdym punkcie po 10-20’’. Po biegu byłem bardzo nie zadowolony, ale o dziwo dał mi on 4miejsce(głównie dlatego, że kilku mocnych zawodników nie wystartowało lub miało większe problemy), ale do tych najlepszych tego dnia nie straciłem tak dużo. Strata ponad 4minut do zwycięzcy na pewno jest duża, ale patrząc na moje „przygody” trzeba powiedzieć, że wszystko jest w zasięgu. Gratulację Rino za ten weekend!


czwartek, 24 maja 2012

Toruń


Po KMP razem z Rudzią odpoczywałem przez 2dni w Toruniu. Dostaliśmy od kilku przyjaciół świetny prezent(wielkie dzięki!), i tak dzięki niemu mogliśmy się sobą nacieszyć, a przy okazji pozwiedzać ciekawe miasto. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym wyjazdu nie wykorzystał do pobiegania na mapie.

I tak w poniedziałek, pobiegałem krótki trening w płaskim terenie. Idealny na odpoczynek po zawodach. Trasę zaprojektowała mi Agata i muszę przyznać, że była całkiem ciekawa.



Następnego dnia, przed kolejną porcją zwiedzania i chodzenia(które ewidentnie nie jest moim ulubionym zajęciem) udaliśmy się do bardzo dobrze znanego mi parku. Parku, gdzie w 2008 rozgrywana była moja ostatnia OOM. Podobnie jak dzień wcześniej, trasy wymyślała Ruda, dodając do tego rozstawienie przez nią punktów, mogę rzec, że cały ten trening zawdzięczam właśnie jej. Stwierdzenie „anioł- nie kobieta” pasuję tutaj idealnie.





Po takim treningu to nawet na chodzenie wzdłuż Wisły miałem ochotę. Na koniec postój przy Panoramie i powrót do domu.

W międzyczasie doszło do pewnych zmian w moich planach startowych. Z kilku powodów nie pojadę w ten weekend na Słowację, i tak zagospodarowałem sobie ten czas zgłaszając się na Baltic Cup. Po raz kolejny moje szumne zapowiedzi nie stają się prawdą. Miałem tam nie startować, bo miałem dwie ciekawsze propozycję na ten weekend, jednak los zadecydował inaczej. Jednocześnie będę mógł wystartować we wszystkich eliminacjach do JWOCa, ale co bardziej mnie cieszy będę mógł pościgać się z eliciarzami. 
Do zobaczenia jutro !

Klubowe Mistrzostwa Polski


Ostatni weekend na pewno dostarczył wszystkim polskim orientalistom sporo przeżyć, ale czy właśnie po takie przeżycia jechaliśmy na te KMP? Wydaje mi się, że nie. I chociaż nie chcę krytykować organizacji zawodów, to jednak na wstępie muszę wymienić to co mi się nie podobało. Pierwszą wtopą jakiej doświadczyłem był dojazd na sztafety. Jako, że dojeżdżałem własnym samochodem, a nie często jeżdżę do Tomaszowa, postanowiłem wpisać w nawigację współrzędne z komunikatu technicznego. Jakie było moje ździwienie kiedy Hołek oświadczył, że jesteśmy u celu, a my staliśmy na środku drogi wśród pól. Co gorsze miejsce to było oddalone od właściwego o ponad 50km!!! Na szczęście organizatorzy przewidując, że nie tylko ja zabłądzę korzystając z błędnych współrzędnych, opóźnili start o 48min… Od początku wiadomym było, że tereny nas nie zachwycą. Jednak wierzyłem, że po to organizator wywleka nas 60km od Łodzi( co w przyszłości jest problemem w dojeździe na treningi), żeby zabrać nas w chociaż trochę ciekawsze tereny. Niestety, na sztafetach doświadczyliśmy biegania ścieżkowo-gęstwinkowego. Od początku wiedziałem, że w tym terenie punkty będą stały na dołkach pośród niczego, i właśnie tych punktów bałem się najbardziej(ale moim zdaniem nie są to punkty trudne, tylko takie  „na szczęście”). Na dodatek mapa mi nie grała(na szczęście nie tylko mi) w kilku miejscach, a w miejscu gdzie popełniłem największy błąd(18pkt-strata ponad 2’) ścieżka dochodziła do drogi pod innym kątem… Na klasyku nie doświadczyłem takich wtop, chociaż dochodziły do mnie słuchy o błędach na mapie(czy to się w Polsce kiedyś skończy?!- czy można nie oszczędzać na mapmaker’ach?!). Teren nieco ciekawszy, było gdzie robić błędy, chociaż przez brak poziomic bardzo szybki i miejscami nudny. Na sprincie to co zdenerwowało mnie na wstępie to brak komunikacji między organizatorami. Jeden mówi mi o zaparkowaniu auta w CZ, drugi chcę mi dać dyskwalifikację za zaparkowanie w CZ. Dodatkowo druk map, który mocno utrudniał czytanie mapy(na szczęście wszyscy mieli ten problem, a ja potrafiłem poradzić sobie z nim całkiem nieźle). Kolejnym błędem, który wprawił mnie w zakłopotanie była niezgodność opisów z mapą. Jednak kwintesencją, taką można powiedzieć wisienką na torcie do mojej oceny organizatorów tej imprezy było ich stwierdzenie, że nie wydadzą nam nagród(głównie dla dzieci) za sztafety i klasyk i napiszą wniosek o ukaranie nas, ponieważ nie zostaliśmy na zakończeniu. Za mnie nagrody odebrała Rudzia, dzięki czemu jedno z 3 najważniejszych zadań w życiu mężczyzny mam już za sobą. Od razu wyjaśniam, że nie popieram nie zostawania na zakończeniu. Moim zdaniem jest to brak szacunku dla rywali(to nie miłe uczucie, kiedy speaker wyczytuję rywali, a okazuje się, że stoisz sam i nie masz komu pogratulować), ale są sytuacje, które jednak to wybaczają. Te sytuacje to np. zakończenie o godzinie 18.30, kiedy zawody kończą się o 13, a Ty każdego dnia dojeżdżasz na zawody 60km. Zostać cały dzień do zakończenia? Hmm, czemu nie, masz znajomych, pójdziesz na pizze, ale czy to jest regeneracja przed następnym dniem ścigania? I co z dziećmi, które muszą coś zjeść, a po to klub dojeżdża każdego dnia, żeby zaoszczędzić pieniądze.  Kończąc słowa wstępu, żeby nie było tak źle, chcę zaznaczyć, że bardzo doceniam zaangażowanie, pomysłowość i wykonanie nie których aspektów. Liczne wpisy na stronie, atrakcje, ściągniecie dużej firmy jako reklamy, bufet, gazetka, prysznice z cieplą wodą, duże mapy z przebiegami, relacje live,wywiady i wiele innych to duży krok do przodu dla polskiej orientacji.

Przechodząc do kwestii sportowej, sztafetę biegałem z Chrupkiem i Marianem. Skład nie najmocniejszy, ale na pewno do powalczenia. Po dobrym biegu Chrupka i średnim Mariana, startowałem 6. Pierwsza część trasy to bardzo udany bieg w moim wykonaniu, jedynie małe wahnięcia na 4,7,12 i 13 pkt. Niestety po widokowym, po usłyszeniu wielkości strat do kolejnego zawodnika, trochę odpuściłem, co spowodowało duży błąd na 18pkt(ponad 2’). Skończyliśmy na 4miejscu, co i tak uznaję za sukces!



W sobotę rozpoczęły się eliminację do JWOCa. Na pierwszy ogień poszedł klasyk. Ruszyłem pewnie, ale nie zbyt szybko. Podobnie jak na sztafetach pierwsza część szła bardzo dobrze. Niestety na 13pkt(podobnie jak wielu eliciarzy) nie potrafiłem wejść czysto i zostawiłem tam 30’’. Błąd na 14 był winą złego wyczytania poziomic i kolejne pół minuty stracone. Dalej lekki wózek na plecach Rycha do wodopoju, i końcówka, która moim zdaniem była najtrudniejsza z całej trasy. Na wejściach na 19 i 20 zwolniłem, żeby nie stracić zbyt dużo, co przyniosło dobre efekty. Niestety dalej chciałem już troszkę szybciej i tak przyniosło to odpowiednio 20’’ i 30’’ straty na 21 i 22pkt. Do końca już czysto. Czas 61’33’’ był o 1’33 za długi od tego, który typowałem przed startem. Gdyby nie błędy, udałoby się. Mimo wszystko uważam, że był to dobry bieg, co pokazała wygrana o 4 i 8minut nad największymi rywalami w mojej kategorii.



Ostatnim etapem był sprint na osiedlu. Wiedziałem, że będzie to szybkie bieganie, nie zbyt trudne, ale przecież do takiego biegania jestem całkiem nie źle przygotowany. Dodatkowej motywacji dostarczały fakty, że kategorie M20 i M21 miały tą samą trasę oraz pościg Papusia na minutę. W dość łatwym terenie popełniłem jednak kilka błędów(5’’na 1pkt, zły wariant na 5-5’’,złe wejście na 13-6’’,zły wariant na 15-8’’). Udało się wygrać swoją kategorię o ponad minutę z Papusiem, którego dogoniłem na 18pkt, a którego widziałem już od 10pkt(co prawda mignął mi na 2pkt, kiedy ja odbiegałem od 1, ale to była jeszcze spora strata). Czas 17:11 i czwarte miejsce w elicie. Niestety do tych najlepszych w kraju jeszcze brakuję.



Ciekawi mnie jeszcze żywopłot przy 21pkt, czy jest on do przejścia? Ja go obiegłem przez co straciłem aż 8sek(może kilka przez szukanie 23punktu na mapie).

Tych zawodów nie potrafię ocenić jednoznacznie. Z jednej strony duże zaangażowanie, poświęcenie i planowanie, z drugiej wiele potknięć w kwestiach, które dla mnie są najważniejsze(teren,trasy,mapy). Mam nadzieję, ze Ci organizatorzy będą mieli jeszcze szansę zorganizowania dużych imprez i pokazania, że potrafią wyciągać wnioski. Ze swoich startów jestem zadowolony. Oczywiście chciałoby się biegać jeszcze szybciej, robiąc jeszcze mniej błędów, ale widzę ze z dnia na dzień jest coraz lepiej. 

wtorek, 15 maja 2012

Limit 2012


Wszystkie moje przygotowania prowadzą mnie do jak najlepszego występu na JWOCu, wszystko podporządkowane jest temu, żebym szczyt formy miał właśnie na mistrzostwach, ale najpierw trzeba tam pojechać. Pierwsza wiadomość jaka dotarła do mnie w okolicach grudnia/stycznia głosiła, że medaliści MŚ jadą bez eliminacji. Nie ukrywam, że była to dla mnie dobra wiadomość, głównie dlatego, że mogłem ustawić sobie przygotowania pod siebie, nie pod eliminacje. Niestety wiadomość nie potwierdziła się i tak każdy musi wystartować w eliminacjach, ale czy na pewno musi?

Pierwszym punktem eliminacji był sprawdzian formy biegowej. W tym roku, podobnie jak w ubiegłym dobre przygotowanie fizyczne trzeba było udowodnić na bieżni, zaliczając tzw. „ limit”. Dla mojej kategorii było to 16’40’’ na 5000m, a więc 10’’ wolniej niż w zeszłym roku. Wydawało mi się, że jest to czas nie przesadzony, a nawet, że jest do zrobienia przez każdego kto myśli o wyjeździe na mistrzostwa. Moje zmagania z limitem zaplanowaliśmy na ostatni możliwy dzień, czyli 13maja. Z jednej strony było to dość ryzykowne, bo gdyby np. przyplątała się jakaś choroba czy drobna kontuzja mógłbym mieć problem, z drugiej jednak wiedziałem, że przygotowany jestem na dużo szybsze bieganie. Na szczęście żadnej kontuzji nie mam, żadne choroby się mnie nie trzymają(i byle tak do lipca), dzięki czemu w niedziele wieczorem mogłem robić swoje. Ostatni tydzień, wreszcie był tygodniem luzu i dużo mniejszego kilometrażu. Odpocząłem i byłem gotów na szybki bieg. W odróżnieniu do zeszłego roku, w tym miałem pobiec na maxa. I tak założeniem było 15:30, czasy na kartce ustawiłem sobie na 15:25, a marzeniem było 15:15. W łodzi nie było zbyt dużo chętnych do biegania 5km, a nawet nie było nikogo poza mną. Na szczęście znalazło się kilka osób, które zgodziły się poprowadzić mi po 1km, dzięki czemu ani przez chwilę nie biegłem sam. Uzyskałem czas 15:25, co było dla mnie zadowalające, ale nie było spełnieniem marzeń. Kilometry wychodziły równo chociaż, mały kryzys przyszedł na czwartym kilometrze.
Czasy:
3:06
3:06
3:06
3:08
2:59

Nie mogę być nie zadowolony, ale pewien niedosyt po biegu był. W każdym razie forma rośnie.


W ciągu weekendu spływało do mnie sporo wiadomości ze wszystkich zakątków Polski. Największym zaskoczeniem były dla mnie wieści z Gdańska. Nie zaliczenie limitu przez 2 osoby, które moim zdaniem odegrałyby dużą rolę na JWOCu, a na pewno jedna z nich. Przeczytałem warunki eliminacji jeszcze raz. Niestety, wyraźnie mowa jest o limicie do 13maja:

d.  warunkiem kwalifikacji na MŚ jest wypełnienie normy biegowej podczas sprawdzianów               biegowych do dnia 12-13.05.2012 r. Szczegółowy harmonogram sprawdzianów zostanie podany w terminie późniejszym.

Co więc z osobami, które tego limitu nie zrobiły? Moim zdaniem, nie może powtórzyć się sytuacja z roku poprzedniego, gdzie najpierw podane zostały limity, a następnie powołani zawodnicy, którzy ich nie nabiegali. Ale, czy jest dla nich jakaś szansa? O ile jedna z tych osób w moich oczach ma gdzieś te mistrzostwa, o tyle druga z nich przygotowywała się do nich tak jak ja! Wydawało mi się nawet, że jest gotowa na TOP10. Może odpowiednia interpretacja punktu 8 zasad kwalifikacji im pomoże?

8.   Zespół Szkoleniowy Kadry Młodzieżowców w biegu na orientację informuje, że w przypadku zaistnienia istotnych okoliczności zasady kwalifikacji mogą ulec zmianom.
O ewentualnych zmianach kluby i zawodnicy kadry zostaną poinformowani
z odpowiednim wyprzedzeniem.

Co jednak stanie się, jeśli te osoby nie zostaną dopuszczone do ponownego biegania limitu, a tym samym do wyjazdu? Wszyscy Ci, którzy zrobili limit mogą czuć się już powołani. W mojej kategorii takich osób jest 3, a więc tyle ile miało jechać na koszt PZOS. Po co więc eliminacje z mapą w ręku, skoro to limit na bieżni stanowi o tym kto pojedzie, a kto nie? Jak słusznie zauważył jeden z czołowych seniorów, „las wszystko zweryfikuje”. Czy nie będzie nam głupio, kiedy zawodniczka, która wygra eliminacje ze znaczną przewagą nad pozostałymi nie pojedzie, z powodu braku limitu? Uważam, że bieżnia to bieżnia, a las to las, ale z drugiej strony czy warto zabierać chłopaka, który nie jest w stanie przebiec 5km po 3:20/km i dziewczynę, która nie przebiegnie 3km po 3:55/km? Nie wiem. Dla mnie jest to o tyle dobre rozwiązanie, że nie muszę martwić się tym, że nie będzie mnie na Balticu.    

czwartek, 10 maja 2012

Tiomila 2012


Tegorocznym prologiem Tiomili był 5 etap Silvy League, jak zawsze na dystansie sprinterskim. Wydawało mi się, że start jest rano, a jako, że lądowałem w Szwecji o 13, to myślałem, że bieganie tego sprintu nie będzie mi dane. Dlatego, w środę i czwartek miałem dwa mocne treningi na zakończenie obozu w Szklarskiej. Piątek miał być dniem odpoczynku i zbierania sił przed niedzielą. Jakie było moje ździwienie, kiedy przeglądając z ciekawości info tego sprintu, zobaczyłem, że jestem zgłoszony i startuję o 17:42. Szybki telefon do trenera, pozwolenie na szybki bieg i do boju. Wszechobecnie wiadome jest, że Olej sprinterem nie jest, ale jakoś mu one wychodzą. Nieco zmęczony na rozgrzewce myślałem tylko o nie popełnianiu błędów, jednocześnie bałem się części leśnej, dlatego postanowiłem się tam mocno skoncentrować. Jak się okazało część leśna była bardzo łatwa(punkty widziałem prawie z poprzednich). Dalej jeden ciekawy wariant(6), jeden przebieg bardzo sprytny(8) i część po widokowym leśno-parkowa. Niestety ta ostatnia część poszła mi średnio, straciłem sporo sekund przez odpływ energii i niezdecydowanie. Zająłem 5miejsce, a przegrałem 35sek z nie byle kim, bo z Eskilem. Wnioski są proste, na świeżości i przy dobrym biegu jestem w stanie powalczyć!



Sobota minęła na zbieraniu sił, krótkim treningu i oglądaniu poczynań kobiet na 10mili. Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem rozpracowywania mapy przez ekipę z Sodertalje.

Od początku wiadomym było, że na Tiomili wystartuję w 2 składzie( do pierwszego jeszcze mi trochę brakuję, ale podkreślam JESZCZE). Niewiadomym jednak było dla mnie, na której zmianie, i tak pewnego pięknego dnia spadła na mnie wiadomość, która mocno mnie przygniotła. 10zmiana i 18km. Jakoś się już z tym pogodziłem, ale po przylocie do Szwecji dowiedziałem się, że ktoś z pierwszego składu miał kontuzję, są zmiany, i będę biegał 8zmianę. 13,6km brzmiało dużo lepiej niż 18. Mój team na początku nie spisywał się najlepiej, ale rozkręciliśmy się po długiej nocnej i tak mogłem wystartować z 46pozycji. Niestety popełniłem spory błąd na 1pkt(około 50’’), dalej szło dobrze, ale biegłem samemu, przez co tempo nie było zbyt mocne. Po drodze minął mnie Gvildys z Rehnsu, który jednak wybrał inny wariant na 7pkt. Gdybym wtedy schował mapę i kilka punktów poleciał z nim, na pewno wynik byłby lepszy. Teren wydawał mi się bardzo łatwy, ale wiedziałem, że dla najdłuższych tras będzie część dużo trudniejsza. Jeszcze bardziej tam zwolniłem, dzięki czemu nie popełniłem błędu. Niestety rozluźniłem się po tej części trasy i straciłem ponad minutkę na 15pkt. Od 16 punktu dostałem wsparcie w postaci dwóch zawodników, z którymi biegłem do 23pkt. Na końcu mogłem rozłożyć żagle i nieco im uciec. Całość pokonałem w 77’, awansowałem jedną pozycję i byłem w miarę zadowolony z biegu, głównie dlatego, że większość biegłem samodzielnie. Zespół skończył na 40miejscu. Pierwszy team pobiegł niestety poniżej oczekiwań i skończył na 9miejscu, chociaż dla mnie to i tak godny wynik.



Dodatkowo chciałbym zaprosić WSZYSTKICH, zwłaszcza początkujących oraz tych, którzy nie mieli styczności z BnO na akcję CAŁA POLSKA BIEGA Z MAPĄ !!! W sobotę między godziną 11 a 14 w 15 miastach w Polsce będzie można spróbować swoich sił z mapą(szczegóły na www.biegajzmapa.pl). Ja sam wybieram się na akcję organizowaną w Łodzi, która odbędzie się w Manufakturze(super pomysł!!!). Do zobaczenia !


wtorek, 1 maja 2012

Kwiecień


Korzystając z chwili wolnego między treningami przeanalizowalem kwiecień w moim wykonaniu i w skrócie to opiszę. Kwiecień- miesiąc, w którym oprócz flory do życia budzi się również BnO. Miesiąc, w którym zaczynają się starty oraz długo wyczekiwane bieganie w krótkich spodenkach na dużych prędkościach.

Miesiąc ten zacząłem z przytupem, od startu w GPŁ na 5km, co prawda warunki nie były jeszcze wiosenne, ale ściganie mimo wszystko na bardzo wysokich obrotach.

Następnie mogłem posiedzieć kilka dni w domu, po to by 4kwietnia wylecieć do Szwecji. Spędziłem tam naprawdę bardzo ważne, pod kątem przygotowań, 12dni. Na zakończenie tego wyjazdu wylano na mnie kubeł zimnej wody w postaci mocnego lania na Silva League. Cóż, Szwecja to jeszcze nie mój teren.

Po powrocie musiałem chwilkę odpocząć, by nabrać siły na kolejny techniczny wyjazd. Na Słowacji czułem się dużo pewniej, odżyłem biegowo, ale przede wszystkim z powrotem uwierzyłem w swoje możliwości techniczne. Może dlatego, że nie było żadnego gracza z górnej półki, który pokazałby mi, że wcale taki dobry nie jestem.

Nie zwalniając tempa po powrocie ze Słowacji, przespałem się jedną noc w domu i wyruszyłem dalej. Tym razem do Szklarskiej Poręby, popracować nad formą biegową, troszkę się odbudować i złapać oddech. Miało być to 11dni porządnego treningu, niestety po dwóch dniach, musiałem zjechać do Poznania na 3dni. Chociaż wiem, że zmarnowanie 3dni obozu, w perspektywie całego życia w wojsku to mała strata. I tak w Poznaniu zostałem przebadany od stóp do głów, przeszedłem Komisję Lekarską i jestem krok bliżej od podpisania kontraktu. Mogłem więc spokojnie wracać do Szklarskiej.
Trenując w polskiej mekce biegania, nie zapomniałem o mapie. W ostatni dzień kwietnia pobiegałem 2 traski sprinterskie w Jeleniej Górze. Mega fajny teren, znany wszystkim z GPP 2011. Przejścia, zakamarki, szczegóły, schody, oj dzieję się. Dzięki Zimi za przygotowanie i postawienie pkt!!! 




Dodatkowo, dzięki współpracy z Zimim mam możliwość ćwiczenia, masażu oraz dyskusji na tematy biegowe. Kilka ćwiczeń pokazało mi, że w niektórych mięśniach dalej mam braki, nad którymi już pracuję.


Kwiecień w liczbach:

Spędzone dni:
Szwecja – 12
Szklarska Poręba- 5
Słowacja – 5
dom-5
Poznań- 3

Przebiegnięte km:
całość- 455km
na mapie- 226km

Na szczęście w maju będę mógł więcej odpocząć. Zaraz po powrocie ze Szklarskiej, lecę na 10mile, po której spędzę w końcu więcej czasu w domu. Po za tiomilą zaplanowane mam 2 starty, KMP oraz start na Słowacji. Z tym drugim może być problem w przypadku złego występu w biegach eliminacyjnych na KMP, ale miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.