wtorek, 29 maja 2012

Baltic Cup 2012


Powoli staję się tradycją to, że na Balticu w ramach zawodów rozgrywane są eliminacje do imprez mistrzowskich(jak to ktoś skrzętnie zauważył – kwalifikacje, chociaż moim zdaniem w mojej kategorii osoby się eliminują, tzn wyeliminowują). Rok temu było to całkiem zrozumiałe, no bo przecież JWOC mieliśmy właśnie w takim terenie, ale w tym roku jest to zupełnie inny teren. Właśnie dlatego, tak jak pisałem, miało mnie na tych zawodach nie być. Niestety wyjazd na Słowację nie wypalił, a w dodatku na tyle późno nie wypalił, że wyjazd na Silve League był już nie możliwy. Na szczęście seniorzy również mieli kwalifikacje na Balticu, a nasze kategorie zostały połączone, więc na pewno nie był to stracony czas! Dodatkowo wracałem tam z wielkim sentymentem, tym bardziej, że zapowiadało się bieganie na mapach z JWOCa.

Zawody rozpoczęły się od piątkowego middla . Wielu seniorów potraktowało ten bieg ulgowo, chociaż nie wszyscy, którzy to mówili byli przekonywujący. Ja poszedłem mocno, może nie na 100%, ale się nie oszczędzałem. Skończyłem na 4 miejscu ze stratą 17sek do triumfującego tego dnia Jacka.
Pomimo łatwego terenu popełniłem kilka błędów (15’’ na 1pkt,na wejściu na 2 i 3pkt,wariant i jego wykonanie na 5pkt, wejścia na 7 i 8, wariant na 16pkt), które łącznie wyceniłem na minutkę.



W sobotę rano rozgrywany był ponownie middle, ale w terenie dużo ciekawszym i trudniejszym, zarówno technicznie jak i fizycznie. Były to eliminację dla wszystkich, od EYOCa przez JWOCa, WUOCa aż po WOCa. Mnie najbardziej cieszył fakt, że wszyscy obecni seniorzy będą chcieli pobiec bardzo dobrze. Początek biegu miałem bardzo dobry, mały błąd na 3pkt-10’’, później kiepskie wejście na 6pkt-ponownie strata 10’’. Na 7pkt połączyłem błędy z 3 i 6, i tak popełniłem błąd na odbiegu, a następnie na wejściu. Mam wrażenie, że ten punkt stał w złym miejscu, tak jakby za wysoko. Na najdłuższym przebiegu coś mi na tej górze nie grało, pamiętam jak biegłem tamtędy na JWOCu i też nie mogłem skumać tych poziomic i kolorów. Dalej całkiem czysto, chociaż kolejny raz odniosłem wrażenie, że ustawienie samych punktów nie było zbyt precyzyjne. O ile mogło mi się wydawać, że 10 stał za nisko, o tyle 11 na pewno nie stał na górze muldy. Na 13stkę popełniłem spory błąd, przede wszystkim wybrałem zły wariant, a wykonanie mojego wariantu, też nie było najlepsze, stąd strata 25’’. Dalej wahnięcie na 15 i za nisko na 16. Kolejny spory błąd popełniłem na 17. Najpierw niepotrzebnie zbiegłem z drogi w las, gdzie była masa „habazi”, a następnie jak większość wpadłem w pułapkę organizatorów i dobiegłem nie do swojego kamienia. Swoją drogą, tak punktów stawiać nie można! Na 18 byłem tak zważony, że przegrałem na wspinaczce aż 17’’!!! Odczucia po biegu miałem mieszane, wydawało mi się, że zrobiłem dużo błędów( w rzeczywistości wszystkie wyceniłem na 1’55’’) oraz , że moja forma biegowa była marna. Jednak bieg wystarczył na zajęcie 2 pozycji, ze stratą 32’’ do Rina.



Popołudniu kiedy większość już zbierała siły na kolejny etap, ja startowałem w sprincie. Oczywiście nie dlatego, że miałem tam eliminację, ale dlatego, że wydawało mi się, że będzie to bardzo ciekawy sprint. Nie myliłem się. Organizatorzy zapewnili bardzo wiele pułapek, kilka ciekawych wariantów i kilka prostszych przebiegów. Co prawda, nie lubię biegać tego typu biegów na zmęczeniu, ale po kilku punktach odzyskałem jako taką moc i biegło się całkiem przyzwoicie. Popełniłem 2 błędy wariantowe, na 2 i na 10, oba kosztowały mnie po 10’’. Analizując międzyczasy, zaciekawił mnie przebieg na 13pkt. Otóż większość startujących miała na nim od 35 do 38-39sek, a Gucio 27. Czyżby miał taki power, a może … ?



Ostatniego dnia czekał na nas klasyk. 10,8km i 350m w górę, a więc minimalnie mniej niż na zeszłorocznym JWOCu. Niestety to nie był mój dzień, podobnie z resztą jak na JWOCu. Bardzo chciałem sobie udowodnić, że potrafię pobiec tam bardzo dobrze dystans klasyczny. Jednak od początku było coś nie tak. Na pierwszych punktach miałem problemy z koncentracją, nie mogłem wczytać się w mapę, popełniałem głupie błędy, wahnięcia, wybierałem złe warianty. I tak na pierwszy, błąd na 30’’, 4pkt to prawie minuta wtopy(oczywiście chciałem pójść górą, ale nie wiem co się stało...), 6pkt to wahnięcie na wejściu, a 7 zły wariant i strata 20’’. Dalej całkiem nie źle, chociaż odbieg na 11 jak dziecko… strata 10’’. Na 14 dogoniłem Gucia i myślałem, że minięcie go będzie tylko formalnością. Niestety biegnąc na 16 poczułem dziwne ”bulgotanie” w brzuchu, na tyle mocne, że na podbiegu do 17 minął mnie Gucio i Marek, a ja toczyłem się jak furmanka. Kiedy myślałem już, że problemy zniknęły, w drodze do 20 powróciły z taką mocą, że na 21 musiałem załatwić pewną sprawę, co zajęło mi ok. 20’’. Dalej już bez możliwości zbyt szybkiego biegu tracąc na każdym punkcie po 10-20’’. Po biegu byłem bardzo nie zadowolony, ale o dziwo dał mi on 4miejsce(głównie dlatego, że kilku mocnych zawodników nie wystartowało lub miało większe problemy), ale do tych najlepszych tego dnia nie straciłem tak dużo. Strata ponad 4minut do zwycięzcy na pewno jest duża, ale patrząc na moje „przygody” trzeba powiedzieć, że wszystko jest w zasięgu. Gratulację Rino za ten weekend!


1 komentarz:

  1. Co się działo na pk 14 i 15. Na końcówce trochę Ci się przebiegi marnie naciągnęły...:P

    OdpowiedzUsuń