poniedziałek, 27 sierpnia 2012

UWAGA !!! WIELKA ZMIANA !!! SPRAWDŹ TO !!!

Zapraszam wszystkich śledzących tego bloga oraz tych, którzy chcą do tego grona dołączyć, na moja nową stronę!!! Od dziś wszystkie aktualności na stronie :




Serdecznie zapraszam !





piątek, 3 sierpnia 2012

Rok w pizdu


„Rok w pizdu” - tak w największym skrócie mogę opisać swój występ na JWOCu. Nie wyszło tak, jak to sobie wizualizowałem, nie wyszło nawet na tyle na ile byłem przygotowany. Wydawało mi się, że przygotowany jestem bardzo dobrze, pomimo kilku nie dociągnięć w przygotowaniach. Poświęciłem cały rok, zaczynając przygotowania od startu w zeszłorocznym Karst Cup’ie, następnie obozy techniczne w sierpniu i październiku. Przed startem nowego sezonu teren miałem rozpoznany bardzo dobrze, a mapy w internecie pozwalały pracować nad wariantami przez całą zimę. W tym roku kolejne obozy w terenie mistrzostw- 5dni w marcu + 4dni w kwietniu. Trenowałem z wielkim poświęceniem, przebiegając masę dobrze zaplanowanych kilometrów, dzięki czemu forma biegowa była całkiem dobra. Niestety, wszystko to nie przyniosło oczekiwanych efektów. Dlaczego? No właśnie …. dlaczego?

Sprint
Pogoda przez cały tydzień poprzedzający JWOC była straszna, mocno wyczerpująca. Nie ustające 30stopni i wielka duchota. Na szczęście przygotowało nas to do pogody panującej na sprincie. Mapę i teren miałem rozpracowane bardzo dobrze, na tyle dobrze, że na pierwszy punkt mogłem biec z zamkniętymi oczami. Z resztą większość przebiegów właśnie tak wyglądało, po prostu się nudziłem. Wystarczało tylko wybrać wariant i przejście(„notar ve dvore” czy „za kościołem”). Trasa sama w sobie wydała mi się prosta. Niestety popełniłem kilka wariantowych błędów(5pkt,10pkt,12pkt,18pkt), które łącznie dały stratę około 22sekund. Zająłem 15miejsce ze stratą 46sek do pierwszego i 29sek do medalu, więc nawet pozbycie się wszystkich błędów nie dałoby mi medalu.



Klasyk
To był bieg do którego przygotowywałem się najbardziej. Odpowiadał mi teren, mapę również znałem bardzo dobrze. Niestety tego dnia przegrałem z pogodą. Na około 40minut przed moim startem zaczęło lać, na tyle mocno, że na rozgrzewce nie byłem w stanie wyczytać mapy w pierwszym zkaresie. Biegowo tego dnia byłem przygotowany na medal, a nawet na złoto. Niestety moja głowa+ pogoda mnie pogrążyły. W dodatku rozmoczona mapa, która przyniosła mi około 7min straty i brak motywacji do dalszego biegu. Nie mogę mieć jednak pretensji do całego świata, każdy najlepszy biegacz miał taką samą pogodę(lało każdemu w 3 koszyku). Sam również popełniłem duże błędy(4pkt-prawie 2’ + 6pkt-prawie 3’). Wydawało mi się, że jestem dobry, niestety ten bieg to zweryfikował. Najdziwniejsze jest jednak to, że ten bieg dał mi 18miejsce. Dalekie od moich oczekiwań, ale nie tak dalekie jakiego spodziewałem się po biegu.



Moja mapa wyglądała tak:



Middle Q
Od pierwszego treningu w tym terenie, wiedziałem, ze to nie będzie mój bieg. Mimo wszystko starałem się osiągnąć jak najlepszy rezultat. Eliminacje były ciekawe i trudne. Moim zdaniem najtrudniejszy teren podczas całych mistrzostw. Niestety, popełniałem, jak zwykle w tym terenie mnóstwo małych błędów.



Middle F
Bardzo dobrze wszedłem w ten bieg. Do 7pkt nie popełniłem prawie żadnego błędu, ale mimo to traciłem tam do najlepszego 37sekund. Dalej niestety zaczęły się błędy(8pkt-wariantowy błąd-45’’; 12pkt-30’’ straty, ponieważ sam stojak bez lampionu jest ciężki do zauważenia - to były Mistrzostwa Świata?! ; ale największy błąd popełniłem zaraz po przebiegu widokowym, na 16pkt- błąd na 1’30’’- za dużo elementów do wyczytania, przez co zwyczajnie zgupiałem, co pokazuję jak duże mam braki techniczne). 26miejsce to moja kolejna porażka.



Sztafety
Dużo było dywagacji na temat naszego składu. Ostatecznie postanowiliśmy, że Robert na pierwszej zmianie sobie poradzi, a dalej będziemy się już tylko pięli. Zaczęliśmy podobnie jak w zeszłym roku, jednak 17miejsce i prawie 2’ straty po 1zmianie to moim zdaniem za duża strata. Na drugiej zmianie Piotrek zrobił to co potrafi, chociaż popełniał błędy. Przybiegł na 10 pozycji i wreszcie ja mogłem powalczyć. Walka ta trwała do 6pkt, na którym popełniłem błąd na 1’30’’. Przed tym pkt w zasięgu wzroku miałem 4sztafety na miejscach 4-7. Stać nas było na pierwszą szóstkę, niestety zaprzepaściłem tą szansę. Po raz kolejny szczęście nam nie sprzyjało, wszystkie trasy miały mieć 5,3-5,5km a moja miała 5,7km. Dostałem najdłuższe rozbicia, co na ostatniej zmianie mocno utrudnia ściganie się. Ewidentnie nie miałem szczęścia na tych mistrzostwach.



Chciałbym, aby to podsumowanie wyglądało dużo lepiej, niestety na ostatnim moim JWOCu nie pobiegałem tak jak powinienem. Przede wszystkim, poza sprintem, przegrywałem przez popełnianie błędów, co pokazuję, że biegowo przygotowany byłem dobrze. Nie wiem co stało się na sprincie, czemu nie byłem w stanie nawiązać walki z najlepszymi. Co do middla to nie spodziewałem się czegoś nadzwyczajnego, ale bezbłędny bieg dawałby mi zadowalające miejsce w TOP10. Największy zawód to oczywiście klasyk, i choć gdyby nie brak mapy miałbym szansę na TOP6, to i tak jestem na siebie zły za popełniane błędy. Po raz kolejny muszę wyciągnąć z tego wnioski i przede wszystkim umieć w przyszłości zachować się lepiej. Teraz potrzebuję dużej dawki motywacji, którą od jakiegoś czasu w sobie zbieram, a dobry bieg na sztafetach na WOCu, dał mi jej jak dotąd najwięcej. 

sobota, 30 czerwca 2012

One week to the start ...


W ostatnią fazę przygotowań do JWOCa, wszedłem po CISMie. Czasu na odpoczynek za wiele nie było, bo jedynie jeden dzień spędzony w domu i trzeba było wyruszać do Finlandii, na największe na świecie sztafety na orientację. Jako, że nie zdążyłem się jeszcze wystarczająco pokazać w moim szwedzkim klubie, biegałem w 3 teamie na 3zmianie ( 14km w nocy ). Na początku byłem tym faktem nieco zniesmaczony, ale okazało się jednak, że mój zespół jest całkiem mocny. Wychodziłem bowiem na 95 pozycji. Początek biegu miałem bardzo dobry, udało mi się dogonić kilku biegaczy i po kilku punktach utworzyliśmy nie złą ekipę, z którą mijałem kolejnych biegaczy. Niestety po wodopoju nie kontrolowałem mapy, chciałem dogonić kolejną grupę, czego skutkiem było dobiegnięcie na zły punkt na rozbiciu i strata 2’. Dalej już nikogo nie dogoniłem, ani nikt nie dogonił mnie i tak w samotności ukończyłem, długi jak dla mnie bieg. Czas 92’57’’ i awans o 21 pozycji. Cała sztafeta ukończyła na 51miejscu, więc jak na 3 sztafetę to myślę, że całkiem nie źle.



Bezpośrednio po Jukoli, po nieprzespanej nocy, na sporym zmęczeniu, nakładającym się jeszcze na zmęczenie po CISMie przystąpiłem do badań wydolnościowych. Teraz wiem, że to był błąd. Niestety wyniki badań były bardzo kiepskie, chociaż na tym zmęczeniu przebiegłem tyle samo co w marcu i kończyłem na dużo niższym tętnie- po prostu moje nogi już nie mogły. Myślę, że złe wyniki mogę spokojnie zwalić na duże zmęczenie.

Po badaniach wyjechałem na 9dniowy obóz do Zakopanego, gdzie chciałem się podładować, odpocząć, przede wszystkim psychicznie i podszlifować jeszcze conieco. Podczas tego obozu, nie chcąc popełniać błędu sprzed roku, wszystkie akcenty wykonywałem z mapą. Udało nam się raz wyskoczyć na Słowację, gdzie biegaliśmy eliminację Finów na dystansie klasycznym. Moim zdaniem pobiegałem całkiem nie źle, chociaż pewien niedosyt po biegu pozostał. Udało się wygrać ze zwycięzcą fińskich eliminacji o 2minuty, czyli ani dużo, ani mało. W zeszłym roku wygrałem z finami o 6minut, na 3 tygodnie przed startem, co jednak nijak nie przełożyło się na start na JWOCu. Oby tym razem było inaczej!



 W drodze powrotnej z obozu, zahaczyłem o Poznań, gdzie złożyłem papiery na studia. Tak, Olej podjął w tym roku rękawice i w jego życiu szykują się wielkie zmiany.

Teraz wypoczywam i wykonuję ostatnie już akcenty przed startem. Dziś biegałem sprint, który jednak przy tej temperaturze wyszedł poniżej oczekiwań. Mam nadzieję, że to wina pogody ;) Czekają mnie jeszcze dwa mocniejsze treningi- jeden jutro, a drugi już na Słowacji.
Zabawa zaczyna się w niedzielę, 8 lipca, więc pozostał już tylko tydzień. 3majcie kciuki !!!


Gratuluję całej ekipie EYOC’owców !;) Brawo!

środa, 20 czerwca 2012

CISM 2012


Tydzień po podpisaniu kontraktu z Wojskiem Polskim, przyszedł czas na pierwszy start w barwach "Polish Military Team". I to od razu z grubej rury, bo w najważniejszej imprezie w całym roku, czyli w Wojskowych Mistrzostwach Świata, tzw. CISMie. W tym roku CISM rozgrywany był w Danii, a dokładniej w Aalborgu, czyli mieście, gdzie 2 lata temu ścigałem się na swoim pierwszym JWOCu. Przeglądając mapy, na których miały zostać rozegrane zawody, mocno się ździwiłem. Były to mapy, na których trenowaliśmy w 2010 roku. Z jednej strony radość, bo przecież znam już te tereny, z drugiej jednak pewien strach, bo pamiętałem, że te tereny nie były przyjemne- w niektóre miejsca nie dało się wejść… Przed zawodami organizator zadbał o to, aby każdy mógł zapoznać się z terenem. Krótki trening od razu uzmysłowił mi, że się nie myliłem. Mnóstwo krzaków, choinek, słaba widoczność i jeszcze gorsza przebieżność. Wiedziałem, że podczas najbliższych startów nie będę się nudził.

Zabawa rozpoczęła się od middla. Wystraszony terenem, postanowiłem hamować się i nie popełniać błędów. Taktyka w miarę dobra, ale niestety zbyt zachowawcze bieganie na początku trasy, gdzie moim zdaniem nie było aż tak trudno, skutkowało stratą prawie minuty. Dalej na motylkach trzeba było się mocno skupić, a mi udało się z nich wybiec popełniając tylko niewielkie błędy(na 5,7(na tej mapie 11) i 9(na tej mapie 6)). Od 13 do 16pkt sekwencja łatwych i szybkich przebiegów, po której nastąpił moim zdaniem najtrudniejszy fragment trasy. Ponownie zwolniłem, co pozwoliło mi nie popełnić błędu na 3punktach, i kiedy powiedziałem sobie, że przede mną ostatni trudny punkt, popełniłem największy błąd na trasie, który kosztował mnie prawie 30’’. Tym biegiem zająłem 26miejsce, biegając 30’45, przegrałem aż o 5’18….



Następnego dnia biegaliśmy klasyk. Na szczęście dla mnie, długość była bardziej juniorska niż seniorska. Moja taktyka na ten bieg wyglądała podobnie, z tą jednak zmianą, że na przebiegach łatwiejszych, czy drogowych chciałem biec bardzo mocno. Początek był bardzo trudny, gdzie niestety nie ustrzegłem się błędów. Dalej trasa aż do motylków była dużo łatwiejsza, a na najdłuższym przebiegu można było w 90% biec po drogach. Na motylkach zaczęła się prawdziwa zabawa. Mocno ograniczona przebieżność i widoczność skutecznie utrudniała nam zadanie. Spore błędy na 17(tutaj 20), 18(tutaj 21) i 20(tutaj 17) skutkowały stratą ponad 2 minut. Po wyjściu na łatwiejszy teren ponownie można było rozwinąć skrzydła. Na ostatniej pętli zaczęło brakować mi sił, ale na szczęście w przyzwoitym tempie udało się ukończyć bieg. Czas 72’56’’ pozwolił mi na zajęcie 9miejsca. Moim zdaniem rewelacyjnego miejsca, ale tajemnica mojego sukcesu leży w nogach ......  Tcvetkova, rosyjskiego zawodnika, który mnie dogonił. Co prawda na kilku przebiegach dałem mu zmianę, ale przez pół trasy to on nadawał mi tempo. Ten bieg bardzo wiele mnie kosztował, przede wszystkim fizycznie. Dochodziłem do siebie przez kilka godzin. Na szczęście przed sztafetami mieliśmy dzień przerwy, więc mogłem odpocząć.





Dzięki dobrym biegom indywidualnym, zakwalifikowałem się do pierwszej polskiej sztafety, dzięki czemu biegałem w wyborowym towarzystwie w składzie Dwojak, Olejnik, Kowalski. Startowałem z 12miejsca, z 4 minutową stratą do pierwszych. Na pierwszy punkt zrobiłem mały błąd, który wynikał z wbiegnięcia na punkt wcześniejszy. Dalej chciałem gonić Norwega i Litwina, którzy startowali chwilę przede mną, ale po wbiegnięciu w trudny teren między punktem 2, a 6 zaniechałem ten pomysł. Wolałem zwolnić i nie popełniać błędów. Co prawda kosztowało mnie to „stratę biegową”, ale dzięki temu ustrzegłem się błędów i minąłem kilku zawodników. Na 3 pkt dogoniłem Włodara, który dalej na długich, szybkich przebiegach nadawał mi bardzo mocne tempo, dzięki czemu tuż przed drugim widokowym punktem dogoniłem Litwina. Ostrzegany trudnym fragmentem na końcówce, ponownie zwolniłem, dzięki czemu minąłem kolejnych dwóch zawodników i przybiegłem na 8pozycji. Na ostatniej zmianie Kowalek poprawił jeszcze nieco nasz wynik i skończyliśmy na 7miejscu.



Generalnie ze swoich biegów jestem bardzo zadowolony. Żałuję nieco zbyt asekuracyjnego biegu na middlu, ale nie wiadomo, czy biegnąc szybciej, nie popełniałbym błędów. Forma biegowa podczas mistrzostw była dobra, więc jeśli wciąż będzie zwyżkowała na kolejnych mistrzostwach, które już tuż tuż powinno być świetnie!

Dzięki całej ekipie, za dobre przyjęcie do wojskowego teamu ;)

czwartek, 7 czerwca 2012

MPki


Ostatni weekend był dla mnie jednym z najszczęśliwszych od zeszłych wakacji, a to za sprawą wielu zdarzeń. Kiedy wszyscy polscy orientaliści w głowach mieli już start w Mistrzostwach Polski, ja ogarniałem sprawę dużo ważniejszą dla mnie. W piątek rano podpisałem wreszcie kontrakt z Wojskiem Polskim i wreszcie mogę rzec, że jestem żołnierzem. Przyznam, że czekałem długo, ale myślę, że było warto. Obym się nie mylił!

Popołudniu mogłem skoncentrować się już na swojej pracy! Ostatnie moje MP w juniorach w sprincie. Muszę powiedzieć, że nie mogę doczekać się rywalizacji w seniorach „na sekundy”. Pomimo uczucia zmęczenia na rozgrzewce, biegło mi się przyzwoicie. Oczywiście nie jest to jeszcze szczytowa forma, wiele razy musiałem się zmuszać do szybkiego biegu, ale pomimo tego udało się wygrać. W nagrodę dostałem voucher na obiad dla 2 osób-pychota w pięknym stylu-super nagroda! Popełniłem też kilka błędów(1pkt-chociaż nie tyle ile przegrałem, 3pkt-przez czytanie wariantu na 4, 12pkt-żywopłoty, 13pkt-żywopłoty, 14pkt-zły wariant). Do 17pkt moja kategoria miała taką samą trasę jak seniorzy, traciłem tam 23sekundy do Kowalka, więc brąz w seniorach był możliwy.



W sobotę rozgrywany był middle, hucznie zapowiadany jako najlepszy średni w Polsce na ten rok. Moim zdaniem zapowiedzi były słuszne, bardzo ciekawy teren, extra trasy, ale przede wszystkim baaardzo dokładna mapa. Widać, że zawody w Polsce znacznie podnoszą swój poziom. Już cieszę się na treningi na tej mapie. Co do mojego biegu, to wreszcie czułem luz w nogach, biegło mi się naprawdę dobrze. Popełniłem bardzo małe błędy(3pkt-wahnięcie,4pkt-niepewność przez czytanie dalszej części trasy, 6pkt-zły odbieg, 9-zły wariant,10-błąd na wejściu), które oceniłem łącznie na 55’’. Po raz drugi udało się wygrać, tym razem łupem padła wiertarka.



Ostatni dzień zawodów to sztafety. Super miejsce, bardzo widowiskowe, chociaż tereny już nie tak ciekawe jak dzień wcześniej. Po średnich biegach Chrupka i Mariana wychodziłem na 10miejscu, przez co postanowiłem lekko odpuścić i nie „wyżynać się”. Dzięki temu nie popełniałem prawie żadnego błędu, a dopiero kiedy tuż przed widokowym doszło do bezpośredniej walki postanowiłem przyśpieszyć. Jednak prędkość ta nie na długo była zwiększona, rywale zostali z tyłu, a ja konsekwentnie nie popełniając błędów ukończyłem bieg na 6 pozycji. Co prawda, jest to historyczne miejsce sztafety seniorskiej na MP mojego klubu, ale wiem, że stać nas było na więcej.



Na MP zakończyły się eliminację do JWOCa, ale wszystko wskazuje na to, że właściwie nie były one potrzebne. Natomiast jednocześnie zakończyły się eliminację do WOCa, i tutaj spadła na mnie kolejna świetna wiadomość. O ile wszystko wypali(znajdą się na to pieniądze), będę reprezentował nasz kraj na Mistrzostwach Świata seniorów w sztafetach! Strasznie się z tego cieszę!

Najbliższe dni spędzę w Aalborgu, w Danii, czyli w miejscu gdzie rozgrywany był JWOC 2010. Będę tam reprezentował Wojsko Polskie na CISMie. Później czeka na mnie wyjazd na Jukole, badania w Warszawie i obóz w Zakopanem, więc będę miał co robić ;)

wtorek, 29 maja 2012

Baltic Cup 2012


Powoli staję się tradycją to, że na Balticu w ramach zawodów rozgrywane są eliminacje do imprez mistrzowskich(jak to ktoś skrzętnie zauważył – kwalifikacje, chociaż moim zdaniem w mojej kategorii osoby się eliminują, tzn wyeliminowują). Rok temu było to całkiem zrozumiałe, no bo przecież JWOC mieliśmy właśnie w takim terenie, ale w tym roku jest to zupełnie inny teren. Właśnie dlatego, tak jak pisałem, miało mnie na tych zawodach nie być. Niestety wyjazd na Słowację nie wypalił, a w dodatku na tyle późno nie wypalił, że wyjazd na Silve League był już nie możliwy. Na szczęście seniorzy również mieli kwalifikacje na Balticu, a nasze kategorie zostały połączone, więc na pewno nie był to stracony czas! Dodatkowo wracałem tam z wielkim sentymentem, tym bardziej, że zapowiadało się bieganie na mapach z JWOCa.

Zawody rozpoczęły się od piątkowego middla . Wielu seniorów potraktowało ten bieg ulgowo, chociaż nie wszyscy, którzy to mówili byli przekonywujący. Ja poszedłem mocno, może nie na 100%, ale się nie oszczędzałem. Skończyłem na 4 miejscu ze stratą 17sek do triumfującego tego dnia Jacka.
Pomimo łatwego terenu popełniłem kilka błędów (15’’ na 1pkt,na wejściu na 2 i 3pkt,wariant i jego wykonanie na 5pkt, wejścia na 7 i 8, wariant na 16pkt), które łącznie wyceniłem na minutkę.



W sobotę rano rozgrywany był ponownie middle, ale w terenie dużo ciekawszym i trudniejszym, zarówno technicznie jak i fizycznie. Były to eliminację dla wszystkich, od EYOCa przez JWOCa, WUOCa aż po WOCa. Mnie najbardziej cieszył fakt, że wszyscy obecni seniorzy będą chcieli pobiec bardzo dobrze. Początek biegu miałem bardzo dobry, mały błąd na 3pkt-10’’, później kiepskie wejście na 6pkt-ponownie strata 10’’. Na 7pkt połączyłem błędy z 3 i 6, i tak popełniłem błąd na odbiegu, a następnie na wejściu. Mam wrażenie, że ten punkt stał w złym miejscu, tak jakby za wysoko. Na najdłuższym przebiegu coś mi na tej górze nie grało, pamiętam jak biegłem tamtędy na JWOCu i też nie mogłem skumać tych poziomic i kolorów. Dalej całkiem czysto, chociaż kolejny raz odniosłem wrażenie, że ustawienie samych punktów nie było zbyt precyzyjne. O ile mogło mi się wydawać, że 10 stał za nisko, o tyle 11 na pewno nie stał na górze muldy. Na 13stkę popełniłem spory błąd, przede wszystkim wybrałem zły wariant, a wykonanie mojego wariantu, też nie było najlepsze, stąd strata 25’’. Dalej wahnięcie na 15 i za nisko na 16. Kolejny spory błąd popełniłem na 17. Najpierw niepotrzebnie zbiegłem z drogi w las, gdzie była masa „habazi”, a następnie jak większość wpadłem w pułapkę organizatorów i dobiegłem nie do swojego kamienia. Swoją drogą, tak punktów stawiać nie można! Na 18 byłem tak zważony, że przegrałem na wspinaczce aż 17’’!!! Odczucia po biegu miałem mieszane, wydawało mi się, że zrobiłem dużo błędów( w rzeczywistości wszystkie wyceniłem na 1’55’’) oraz , że moja forma biegowa była marna. Jednak bieg wystarczył na zajęcie 2 pozycji, ze stratą 32’’ do Rina.



Popołudniu kiedy większość już zbierała siły na kolejny etap, ja startowałem w sprincie. Oczywiście nie dlatego, że miałem tam eliminację, ale dlatego, że wydawało mi się, że będzie to bardzo ciekawy sprint. Nie myliłem się. Organizatorzy zapewnili bardzo wiele pułapek, kilka ciekawych wariantów i kilka prostszych przebiegów. Co prawda, nie lubię biegać tego typu biegów na zmęczeniu, ale po kilku punktach odzyskałem jako taką moc i biegło się całkiem przyzwoicie. Popełniłem 2 błędy wariantowe, na 2 i na 10, oba kosztowały mnie po 10’’. Analizując międzyczasy, zaciekawił mnie przebieg na 13pkt. Otóż większość startujących miała na nim od 35 do 38-39sek, a Gucio 27. Czyżby miał taki power, a może … ?



Ostatniego dnia czekał na nas klasyk. 10,8km i 350m w górę, a więc minimalnie mniej niż na zeszłorocznym JWOCu. Niestety to nie był mój dzień, podobnie z resztą jak na JWOCu. Bardzo chciałem sobie udowodnić, że potrafię pobiec tam bardzo dobrze dystans klasyczny. Jednak od początku było coś nie tak. Na pierwszych punktach miałem problemy z koncentracją, nie mogłem wczytać się w mapę, popełniałem głupie błędy, wahnięcia, wybierałem złe warianty. I tak na pierwszy, błąd na 30’’, 4pkt to prawie minuta wtopy(oczywiście chciałem pójść górą, ale nie wiem co się stało...), 6pkt to wahnięcie na wejściu, a 7 zły wariant i strata 20’’. Dalej całkiem nie źle, chociaż odbieg na 11 jak dziecko… strata 10’’. Na 14 dogoniłem Gucia i myślałem, że minięcie go będzie tylko formalnością. Niestety biegnąc na 16 poczułem dziwne ”bulgotanie” w brzuchu, na tyle mocne, że na podbiegu do 17 minął mnie Gucio i Marek, a ja toczyłem się jak furmanka. Kiedy myślałem już, że problemy zniknęły, w drodze do 20 powróciły z taką mocą, że na 21 musiałem załatwić pewną sprawę, co zajęło mi ok. 20’’. Dalej już bez możliwości zbyt szybkiego biegu tracąc na każdym punkcie po 10-20’’. Po biegu byłem bardzo nie zadowolony, ale o dziwo dał mi on 4miejsce(głównie dlatego, że kilku mocnych zawodników nie wystartowało lub miało większe problemy), ale do tych najlepszych tego dnia nie straciłem tak dużo. Strata ponad 4minut do zwycięzcy na pewno jest duża, ale patrząc na moje „przygody” trzeba powiedzieć, że wszystko jest w zasięgu. Gratulację Rino za ten weekend!


czwartek, 24 maja 2012

Toruń


Po KMP razem z Rudzią odpoczywałem przez 2dni w Toruniu. Dostaliśmy od kilku przyjaciół świetny prezent(wielkie dzięki!), i tak dzięki niemu mogliśmy się sobą nacieszyć, a przy okazji pozwiedzać ciekawe miasto. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym wyjazdu nie wykorzystał do pobiegania na mapie.

I tak w poniedziałek, pobiegałem krótki trening w płaskim terenie. Idealny na odpoczynek po zawodach. Trasę zaprojektowała mi Agata i muszę przyznać, że była całkiem ciekawa.



Następnego dnia, przed kolejną porcją zwiedzania i chodzenia(które ewidentnie nie jest moim ulubionym zajęciem) udaliśmy się do bardzo dobrze znanego mi parku. Parku, gdzie w 2008 rozgrywana była moja ostatnia OOM. Podobnie jak dzień wcześniej, trasy wymyślała Ruda, dodając do tego rozstawienie przez nią punktów, mogę rzec, że cały ten trening zawdzięczam właśnie jej. Stwierdzenie „anioł- nie kobieta” pasuję tutaj idealnie.





Po takim treningu to nawet na chodzenie wzdłuż Wisły miałem ochotę. Na koniec postój przy Panoramie i powrót do domu.

W międzyczasie doszło do pewnych zmian w moich planach startowych. Z kilku powodów nie pojadę w ten weekend na Słowację, i tak zagospodarowałem sobie ten czas zgłaszając się na Baltic Cup. Po raz kolejny moje szumne zapowiedzi nie stają się prawdą. Miałem tam nie startować, bo miałem dwie ciekawsze propozycję na ten weekend, jednak los zadecydował inaczej. Jednocześnie będę mógł wystartować we wszystkich eliminacjach do JWOCa, ale co bardziej mnie cieszy będę mógł pościgać się z eliciarzami. 
Do zobaczenia jutro !

Klubowe Mistrzostwa Polski


Ostatni weekend na pewno dostarczył wszystkim polskim orientalistom sporo przeżyć, ale czy właśnie po takie przeżycia jechaliśmy na te KMP? Wydaje mi się, że nie. I chociaż nie chcę krytykować organizacji zawodów, to jednak na wstępie muszę wymienić to co mi się nie podobało. Pierwszą wtopą jakiej doświadczyłem był dojazd na sztafety. Jako, że dojeżdżałem własnym samochodem, a nie często jeżdżę do Tomaszowa, postanowiłem wpisać w nawigację współrzędne z komunikatu technicznego. Jakie było moje ździwienie kiedy Hołek oświadczył, że jesteśmy u celu, a my staliśmy na środku drogi wśród pól. Co gorsze miejsce to było oddalone od właściwego o ponad 50km!!! Na szczęście organizatorzy przewidując, że nie tylko ja zabłądzę korzystając z błędnych współrzędnych, opóźnili start o 48min… Od początku wiadomym było, że tereny nas nie zachwycą. Jednak wierzyłem, że po to organizator wywleka nas 60km od Łodzi( co w przyszłości jest problemem w dojeździe na treningi), żeby zabrać nas w chociaż trochę ciekawsze tereny. Niestety, na sztafetach doświadczyliśmy biegania ścieżkowo-gęstwinkowego. Od początku wiedziałem, że w tym terenie punkty będą stały na dołkach pośród niczego, i właśnie tych punktów bałem się najbardziej(ale moim zdaniem nie są to punkty trudne, tylko takie  „na szczęście”). Na dodatek mapa mi nie grała(na szczęście nie tylko mi) w kilku miejscach, a w miejscu gdzie popełniłem największy błąd(18pkt-strata ponad 2’) ścieżka dochodziła do drogi pod innym kątem… Na klasyku nie doświadczyłem takich wtop, chociaż dochodziły do mnie słuchy o błędach na mapie(czy to się w Polsce kiedyś skończy?!- czy można nie oszczędzać na mapmaker’ach?!). Teren nieco ciekawszy, było gdzie robić błędy, chociaż przez brak poziomic bardzo szybki i miejscami nudny. Na sprincie to co zdenerwowało mnie na wstępie to brak komunikacji między organizatorami. Jeden mówi mi o zaparkowaniu auta w CZ, drugi chcę mi dać dyskwalifikację za zaparkowanie w CZ. Dodatkowo druk map, który mocno utrudniał czytanie mapy(na szczęście wszyscy mieli ten problem, a ja potrafiłem poradzić sobie z nim całkiem nieźle). Kolejnym błędem, który wprawił mnie w zakłopotanie była niezgodność opisów z mapą. Jednak kwintesencją, taką można powiedzieć wisienką na torcie do mojej oceny organizatorów tej imprezy było ich stwierdzenie, że nie wydadzą nam nagród(głównie dla dzieci) za sztafety i klasyk i napiszą wniosek o ukaranie nas, ponieważ nie zostaliśmy na zakończeniu. Za mnie nagrody odebrała Rudzia, dzięki czemu jedno z 3 najważniejszych zadań w życiu mężczyzny mam już za sobą. Od razu wyjaśniam, że nie popieram nie zostawania na zakończeniu. Moim zdaniem jest to brak szacunku dla rywali(to nie miłe uczucie, kiedy speaker wyczytuję rywali, a okazuje się, że stoisz sam i nie masz komu pogratulować), ale są sytuacje, które jednak to wybaczają. Te sytuacje to np. zakończenie o godzinie 18.30, kiedy zawody kończą się o 13, a Ty każdego dnia dojeżdżasz na zawody 60km. Zostać cały dzień do zakończenia? Hmm, czemu nie, masz znajomych, pójdziesz na pizze, ale czy to jest regeneracja przed następnym dniem ścigania? I co z dziećmi, które muszą coś zjeść, a po to klub dojeżdża każdego dnia, żeby zaoszczędzić pieniądze.  Kończąc słowa wstępu, żeby nie było tak źle, chcę zaznaczyć, że bardzo doceniam zaangażowanie, pomysłowość i wykonanie nie których aspektów. Liczne wpisy na stronie, atrakcje, ściągniecie dużej firmy jako reklamy, bufet, gazetka, prysznice z cieplą wodą, duże mapy z przebiegami, relacje live,wywiady i wiele innych to duży krok do przodu dla polskiej orientacji.

Przechodząc do kwestii sportowej, sztafetę biegałem z Chrupkiem i Marianem. Skład nie najmocniejszy, ale na pewno do powalczenia. Po dobrym biegu Chrupka i średnim Mariana, startowałem 6. Pierwsza część trasy to bardzo udany bieg w moim wykonaniu, jedynie małe wahnięcia na 4,7,12 i 13 pkt. Niestety po widokowym, po usłyszeniu wielkości strat do kolejnego zawodnika, trochę odpuściłem, co spowodowało duży błąd na 18pkt(ponad 2’). Skończyliśmy na 4miejscu, co i tak uznaję za sukces!



W sobotę rozpoczęły się eliminację do JWOCa. Na pierwszy ogień poszedł klasyk. Ruszyłem pewnie, ale nie zbyt szybko. Podobnie jak na sztafetach pierwsza część szła bardzo dobrze. Niestety na 13pkt(podobnie jak wielu eliciarzy) nie potrafiłem wejść czysto i zostawiłem tam 30’’. Błąd na 14 był winą złego wyczytania poziomic i kolejne pół minuty stracone. Dalej lekki wózek na plecach Rycha do wodopoju, i końcówka, która moim zdaniem była najtrudniejsza z całej trasy. Na wejściach na 19 i 20 zwolniłem, żeby nie stracić zbyt dużo, co przyniosło dobre efekty. Niestety dalej chciałem już troszkę szybciej i tak przyniosło to odpowiednio 20’’ i 30’’ straty na 21 i 22pkt. Do końca już czysto. Czas 61’33’’ był o 1’33 za długi od tego, który typowałem przed startem. Gdyby nie błędy, udałoby się. Mimo wszystko uważam, że był to dobry bieg, co pokazała wygrana o 4 i 8minut nad największymi rywalami w mojej kategorii.



Ostatnim etapem był sprint na osiedlu. Wiedziałem, że będzie to szybkie bieganie, nie zbyt trudne, ale przecież do takiego biegania jestem całkiem nie źle przygotowany. Dodatkowej motywacji dostarczały fakty, że kategorie M20 i M21 miały tą samą trasę oraz pościg Papusia na minutę. W dość łatwym terenie popełniłem jednak kilka błędów(5’’na 1pkt, zły wariant na 5-5’’,złe wejście na 13-6’’,zły wariant na 15-8’’). Udało się wygrać swoją kategorię o ponad minutę z Papusiem, którego dogoniłem na 18pkt, a którego widziałem już od 10pkt(co prawda mignął mi na 2pkt, kiedy ja odbiegałem od 1, ale to była jeszcze spora strata). Czas 17:11 i czwarte miejsce w elicie. Niestety do tych najlepszych w kraju jeszcze brakuję.



Ciekawi mnie jeszcze żywopłot przy 21pkt, czy jest on do przejścia? Ja go obiegłem przez co straciłem aż 8sek(może kilka przez szukanie 23punktu na mapie).

Tych zawodów nie potrafię ocenić jednoznacznie. Z jednej strony duże zaangażowanie, poświęcenie i planowanie, z drugiej wiele potknięć w kwestiach, które dla mnie są najważniejsze(teren,trasy,mapy). Mam nadzieję, ze Ci organizatorzy będą mieli jeszcze szansę zorganizowania dużych imprez i pokazania, że potrafią wyciągać wnioski. Ze swoich startów jestem zadowolony. Oczywiście chciałoby się biegać jeszcze szybciej, robiąc jeszcze mniej błędów, ale widzę ze z dnia na dzień jest coraz lepiej. 

wtorek, 15 maja 2012

Limit 2012


Wszystkie moje przygotowania prowadzą mnie do jak najlepszego występu na JWOCu, wszystko podporządkowane jest temu, żebym szczyt formy miał właśnie na mistrzostwach, ale najpierw trzeba tam pojechać. Pierwsza wiadomość jaka dotarła do mnie w okolicach grudnia/stycznia głosiła, że medaliści MŚ jadą bez eliminacji. Nie ukrywam, że była to dla mnie dobra wiadomość, głównie dlatego, że mogłem ustawić sobie przygotowania pod siebie, nie pod eliminacje. Niestety wiadomość nie potwierdziła się i tak każdy musi wystartować w eliminacjach, ale czy na pewno musi?

Pierwszym punktem eliminacji był sprawdzian formy biegowej. W tym roku, podobnie jak w ubiegłym dobre przygotowanie fizyczne trzeba było udowodnić na bieżni, zaliczając tzw. „ limit”. Dla mojej kategorii było to 16’40’’ na 5000m, a więc 10’’ wolniej niż w zeszłym roku. Wydawało mi się, że jest to czas nie przesadzony, a nawet, że jest do zrobienia przez każdego kto myśli o wyjeździe na mistrzostwa. Moje zmagania z limitem zaplanowaliśmy na ostatni możliwy dzień, czyli 13maja. Z jednej strony było to dość ryzykowne, bo gdyby np. przyplątała się jakaś choroba czy drobna kontuzja mógłbym mieć problem, z drugiej jednak wiedziałem, że przygotowany jestem na dużo szybsze bieganie. Na szczęście żadnej kontuzji nie mam, żadne choroby się mnie nie trzymają(i byle tak do lipca), dzięki czemu w niedziele wieczorem mogłem robić swoje. Ostatni tydzień, wreszcie był tygodniem luzu i dużo mniejszego kilometrażu. Odpocząłem i byłem gotów na szybki bieg. W odróżnieniu do zeszłego roku, w tym miałem pobiec na maxa. I tak założeniem było 15:30, czasy na kartce ustawiłem sobie na 15:25, a marzeniem było 15:15. W łodzi nie było zbyt dużo chętnych do biegania 5km, a nawet nie było nikogo poza mną. Na szczęście znalazło się kilka osób, które zgodziły się poprowadzić mi po 1km, dzięki czemu ani przez chwilę nie biegłem sam. Uzyskałem czas 15:25, co było dla mnie zadowalające, ale nie było spełnieniem marzeń. Kilometry wychodziły równo chociaż, mały kryzys przyszedł na czwartym kilometrze.
Czasy:
3:06
3:06
3:06
3:08
2:59

Nie mogę być nie zadowolony, ale pewien niedosyt po biegu był. W każdym razie forma rośnie.


W ciągu weekendu spływało do mnie sporo wiadomości ze wszystkich zakątków Polski. Największym zaskoczeniem były dla mnie wieści z Gdańska. Nie zaliczenie limitu przez 2 osoby, które moim zdaniem odegrałyby dużą rolę na JWOCu, a na pewno jedna z nich. Przeczytałem warunki eliminacji jeszcze raz. Niestety, wyraźnie mowa jest o limicie do 13maja:

d.  warunkiem kwalifikacji na MŚ jest wypełnienie normy biegowej podczas sprawdzianów               biegowych do dnia 12-13.05.2012 r. Szczegółowy harmonogram sprawdzianów zostanie podany w terminie późniejszym.

Co więc z osobami, które tego limitu nie zrobiły? Moim zdaniem, nie może powtórzyć się sytuacja z roku poprzedniego, gdzie najpierw podane zostały limity, a następnie powołani zawodnicy, którzy ich nie nabiegali. Ale, czy jest dla nich jakaś szansa? O ile jedna z tych osób w moich oczach ma gdzieś te mistrzostwa, o tyle druga z nich przygotowywała się do nich tak jak ja! Wydawało mi się nawet, że jest gotowa na TOP10. Może odpowiednia interpretacja punktu 8 zasad kwalifikacji im pomoże?

8.   Zespół Szkoleniowy Kadry Młodzieżowców w biegu na orientację informuje, że w przypadku zaistnienia istotnych okoliczności zasady kwalifikacji mogą ulec zmianom.
O ewentualnych zmianach kluby i zawodnicy kadry zostaną poinformowani
z odpowiednim wyprzedzeniem.

Co jednak stanie się, jeśli te osoby nie zostaną dopuszczone do ponownego biegania limitu, a tym samym do wyjazdu? Wszyscy Ci, którzy zrobili limit mogą czuć się już powołani. W mojej kategorii takich osób jest 3, a więc tyle ile miało jechać na koszt PZOS. Po co więc eliminacje z mapą w ręku, skoro to limit na bieżni stanowi o tym kto pojedzie, a kto nie? Jak słusznie zauważył jeden z czołowych seniorów, „las wszystko zweryfikuje”. Czy nie będzie nam głupio, kiedy zawodniczka, która wygra eliminacje ze znaczną przewagą nad pozostałymi nie pojedzie, z powodu braku limitu? Uważam, że bieżnia to bieżnia, a las to las, ale z drugiej strony czy warto zabierać chłopaka, który nie jest w stanie przebiec 5km po 3:20/km i dziewczynę, która nie przebiegnie 3km po 3:55/km? Nie wiem. Dla mnie jest to o tyle dobre rozwiązanie, że nie muszę martwić się tym, że nie będzie mnie na Balticu.    

czwartek, 10 maja 2012

Tiomila 2012


Tegorocznym prologiem Tiomili był 5 etap Silvy League, jak zawsze na dystansie sprinterskim. Wydawało mi się, że start jest rano, a jako, że lądowałem w Szwecji o 13, to myślałem, że bieganie tego sprintu nie będzie mi dane. Dlatego, w środę i czwartek miałem dwa mocne treningi na zakończenie obozu w Szklarskiej. Piątek miał być dniem odpoczynku i zbierania sił przed niedzielą. Jakie było moje ździwienie, kiedy przeglądając z ciekawości info tego sprintu, zobaczyłem, że jestem zgłoszony i startuję o 17:42. Szybki telefon do trenera, pozwolenie na szybki bieg i do boju. Wszechobecnie wiadome jest, że Olej sprinterem nie jest, ale jakoś mu one wychodzą. Nieco zmęczony na rozgrzewce myślałem tylko o nie popełnianiu błędów, jednocześnie bałem się części leśnej, dlatego postanowiłem się tam mocno skoncentrować. Jak się okazało część leśna była bardzo łatwa(punkty widziałem prawie z poprzednich). Dalej jeden ciekawy wariant(6), jeden przebieg bardzo sprytny(8) i część po widokowym leśno-parkowa. Niestety ta ostatnia część poszła mi średnio, straciłem sporo sekund przez odpływ energii i niezdecydowanie. Zająłem 5miejsce, a przegrałem 35sek z nie byle kim, bo z Eskilem. Wnioski są proste, na świeżości i przy dobrym biegu jestem w stanie powalczyć!



Sobota minęła na zbieraniu sił, krótkim treningu i oglądaniu poczynań kobiet na 10mili. Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem rozpracowywania mapy przez ekipę z Sodertalje.

Od początku wiadomym było, że na Tiomili wystartuję w 2 składzie( do pierwszego jeszcze mi trochę brakuję, ale podkreślam JESZCZE). Niewiadomym jednak było dla mnie, na której zmianie, i tak pewnego pięknego dnia spadła na mnie wiadomość, która mocno mnie przygniotła. 10zmiana i 18km. Jakoś się już z tym pogodziłem, ale po przylocie do Szwecji dowiedziałem się, że ktoś z pierwszego składu miał kontuzję, są zmiany, i będę biegał 8zmianę. 13,6km brzmiało dużo lepiej niż 18. Mój team na początku nie spisywał się najlepiej, ale rozkręciliśmy się po długiej nocnej i tak mogłem wystartować z 46pozycji. Niestety popełniłem spory błąd na 1pkt(około 50’’), dalej szło dobrze, ale biegłem samemu, przez co tempo nie było zbyt mocne. Po drodze minął mnie Gvildys z Rehnsu, który jednak wybrał inny wariant na 7pkt. Gdybym wtedy schował mapę i kilka punktów poleciał z nim, na pewno wynik byłby lepszy. Teren wydawał mi się bardzo łatwy, ale wiedziałem, że dla najdłuższych tras będzie część dużo trudniejsza. Jeszcze bardziej tam zwolniłem, dzięki czemu nie popełniłem błędu. Niestety rozluźniłem się po tej części trasy i straciłem ponad minutkę na 15pkt. Od 16 punktu dostałem wsparcie w postaci dwóch zawodników, z którymi biegłem do 23pkt. Na końcu mogłem rozłożyć żagle i nieco im uciec. Całość pokonałem w 77’, awansowałem jedną pozycję i byłem w miarę zadowolony z biegu, głównie dlatego, że większość biegłem samodzielnie. Zespół skończył na 40miejscu. Pierwszy team pobiegł niestety poniżej oczekiwań i skończył na 9miejscu, chociaż dla mnie to i tak godny wynik.



Dodatkowo chciałbym zaprosić WSZYSTKICH, zwłaszcza początkujących oraz tych, którzy nie mieli styczności z BnO na akcję CAŁA POLSKA BIEGA Z MAPĄ !!! W sobotę między godziną 11 a 14 w 15 miastach w Polsce będzie można spróbować swoich sił z mapą(szczegóły na www.biegajzmapa.pl). Ja sam wybieram się na akcję organizowaną w Łodzi, która odbędzie się w Manufakturze(super pomysł!!!). Do zobaczenia !


wtorek, 1 maja 2012

Kwiecień


Korzystając z chwili wolnego między treningami przeanalizowalem kwiecień w moim wykonaniu i w skrócie to opiszę. Kwiecień- miesiąc, w którym oprócz flory do życia budzi się również BnO. Miesiąc, w którym zaczynają się starty oraz długo wyczekiwane bieganie w krótkich spodenkach na dużych prędkościach.

Miesiąc ten zacząłem z przytupem, od startu w GPŁ na 5km, co prawda warunki nie były jeszcze wiosenne, ale ściganie mimo wszystko na bardzo wysokich obrotach.

Następnie mogłem posiedzieć kilka dni w domu, po to by 4kwietnia wylecieć do Szwecji. Spędziłem tam naprawdę bardzo ważne, pod kątem przygotowań, 12dni. Na zakończenie tego wyjazdu wylano na mnie kubeł zimnej wody w postaci mocnego lania na Silva League. Cóż, Szwecja to jeszcze nie mój teren.

Po powrocie musiałem chwilkę odpocząć, by nabrać siły na kolejny techniczny wyjazd. Na Słowacji czułem się dużo pewniej, odżyłem biegowo, ale przede wszystkim z powrotem uwierzyłem w swoje możliwości techniczne. Może dlatego, że nie było żadnego gracza z górnej półki, który pokazałby mi, że wcale taki dobry nie jestem.

Nie zwalniając tempa po powrocie ze Słowacji, przespałem się jedną noc w domu i wyruszyłem dalej. Tym razem do Szklarskiej Poręby, popracować nad formą biegową, troszkę się odbudować i złapać oddech. Miało być to 11dni porządnego treningu, niestety po dwóch dniach, musiałem zjechać do Poznania na 3dni. Chociaż wiem, że zmarnowanie 3dni obozu, w perspektywie całego życia w wojsku to mała strata. I tak w Poznaniu zostałem przebadany od stóp do głów, przeszedłem Komisję Lekarską i jestem krok bliżej od podpisania kontraktu. Mogłem więc spokojnie wracać do Szklarskiej.
Trenując w polskiej mekce biegania, nie zapomniałem o mapie. W ostatni dzień kwietnia pobiegałem 2 traski sprinterskie w Jeleniej Górze. Mega fajny teren, znany wszystkim z GPP 2011. Przejścia, zakamarki, szczegóły, schody, oj dzieję się. Dzięki Zimi za przygotowanie i postawienie pkt!!! 




Dodatkowo, dzięki współpracy z Zimim mam możliwość ćwiczenia, masażu oraz dyskusji na tematy biegowe. Kilka ćwiczeń pokazało mi, że w niektórych mięśniach dalej mam braki, nad którymi już pracuję.


Kwiecień w liczbach:

Spędzone dni:
Szwecja – 12
Szklarska Poręba- 5
Słowacja – 5
dom-5
Poznań- 3

Przebiegnięte km:
całość- 455km
na mapie- 226km

Na szczęście w maju będę mógł więcej odpocząć. Zaraz po powrocie ze Szklarskiej, lecę na 10mile, po której spędzę w końcu więcej czasu w domu. Po za tiomilą zaplanowane mam 2 starty, KMP oraz start na Słowacji. Z tym drugim może być problem w przypadku złego występu w biegach eliminacyjnych na KMP, ale miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.

wtorek, 24 kwietnia 2012

Słowacja po raz enty


Nie za długo nacieszyłem się domem po powrocie ze Szwecji. W środę wyjechałem po raz kolejny na Słowację. Tym razem był to wyjazd kadrowy, dzięki czemu każdy trening biegaliśmy na SI, na punktach stały lampiony(a nie tylko wstążki), a po każdym treningu mieliśmy analizy, na których mogłem się porównać z Guciem i Dudusiem. Dziękuje trenerom za świetną organizację !

Treningi zaczęliśmy od czwartku, od razu z grubej rury. Klasyk na dystansie 9,6km, na mapie, na której jeszcze nigdy nie biegałem! Zdziwiłem się, że jeszcze w okolicach Roznavy taka istnieje.
Wreszcie rozmieniłem magiczne 6’/km, biegałem po 5:48/km i popełniałem tylko małe błędy na wejściach(4,5 i 10pkt).



Popołudniu biegaliśmy sprint, który przebiegłem z mocno zaciągniętym hamulcem.



Na drugi dzień trenerzy zafundowali nam middle na mojej ulubionej mapie, która wydaje mi się być najbardziej zbliżona do tej na JWOCowy klasyk. Trenerzy starali się wykorzystać jak najbardziej tereny półotwarte, które na tej mapie są całkiem spoko.



Po treningu przenieśliśmy się z Roznavy do Koszyc, gdzie mogłem sobie przypomnieć specyfikę terenów pod middle i sztafety.
Pierwszy trening w terenie, który w znacznej części okazał się parkiem. Wspaniała odmiana dla zmęczonych nóg.



W sobotę rano mogliśmy poczuć w małej skali to co będzie czekało na nas 12 lipca. Nie czuję się w tym terenie zbyt mocny, trzeba czytać dużo elementów na dużej prędkości, co nie do końca mi pasuję. Od początku do końca biegłem bardzo szybko co skutkowało błędami kierunkowymi. Na 7 wyrosło dodatkowe bagno, przez co szukałem go za wcześnie. Czas 27’58’’.



Popołudniu po raz kolejny sprint biegany „na ręcznym”.



Ostatniego dnia znów middle, i znów spinałem pośladki. Tym razem skupiałem się na trzymaniu dobrego kierunku, co niestety nie było możliwe w ostatniej fazie biegu przez błędy na mapie. Czas 27’41’’ i wygrany zakład z całą załogą. Pamiętajcie, czekam na kinderki ;)



Był to kolejny bardzo udany wyjazd, zupełnie odblokowałem się po bieganiu w Szwecji. Nie robiłem zbyt dużych błędów, a osiągane czasy po raz kolejny napawają mnie optymizmem. Całości dopełnił sobotni spacer po terenie sprintu, który rozwiał wiele wątpliwości powstałych podczas analiz. Swoją drogą musieliśmy wyglądać na specyficznych turystów, chodząc po obskurnych podwórkach i oglądając wąskie przejścia. Forma biegowa cały czas idzie do przodu, więc mam nadzieję, że jej szczyt nadejdzie na początku lipca.

środa, 18 kwietnia 2012

Szwedzkie święta

Ostatnie kilkanaście dni zgodnie z planem spędziłem w Szwecji. Wyleciałem razem z Papusiem 4 kwietnia, po to by od 5 wyjechać z naszym szwedzkim klubem na obóz przed Tiomilą. W taki sposób spędziłem święta w iście świątecznej scenerii, tylko nie byłem pewien które to święta. Za oknem śnieg, na treningach mróz i padający biały puch. No cóż, wszystko trzeba znieść.
Jeśli chodzi o bieganie, to było dużo lepiej. Jak wiadomo w szwedzkim terenie nie można się nudzić. Na początku, każdy trening był dla mnie trudny, musiałem sobie przypomnieć ten sposób biegania.
Pierwszy trening asekuracyjnie, biegany w parze z Papim.



Drugi kontakt z mapą, to dwuzmianowe, nocne sztafety. Teren banalny, niestety popełniłem kilka małych błędów(2,6,7,10,11). Dlatego przybiegłem na 24miejscu, 90’’ za pierwszym. Jako, że w sztafecie miałem Ivara Lundanesa, to po jego biegu podskoczyliśmy jeszcze kilka pozycji.


(Gdzieś zagubiła mi się moja mapa, dlatego pod moimi przebiegami, czerwoną kreską przebiegi innego zawodnika)

Następne treningi to już teren pod Tiomilę, teren dość szybki, miejscami bardzo płaski. To co mi przeszkadzało to trudność poruszania się, ale odczuwam to w 80% szwedzkich terenów.

Najbardziej spodobał mi się sposób startowania na drugim piątkowym treningu. Zapowiedziano nam trening sztafetowy, nie do końca wiedzieliśmy czego się spodziewać. Ustawiliśmy się w kolejce i kązdy po kolei rzucał kostką do gry, żeby wybiec trzeba było wyrzucić "6".





Kolejny start zaplanowany był na Wielką Sobotę. Klasyk. W lesie śnieg, zimno, do tego teren, który wydawał mi się na początku bardzo trudny. Nie widać tego nawet na moich przebiegach, ale pierwsze 6pkt biegłem źle. Asekuracyjnie, za wolno, czytając za dużo mapę. Później było już znacznie lepiej. Skończyłem na 7miejscu, przegrywając 8min.


Kolejne treningi w terenie Tiomili.

Wreszcie nastąpił jakiś przełom na treningu. Na drugim niedzielnym treningu, wychodziło mi wszystko tak jak bym chciał, czytałem tylko te ważniejsze elementy i potrafiłem biec z taką prędkością jaką wtedy chciałem. Jedynie małe błędy na 5 i 11.

W poniedziałek kolejny raz, mieliśmy okazję do pościgania. 5zmianowe sztafety dzienne. Podobno był to sprawdzian przed Tiomilą, ale moim zdaniem teren i obsada dużo poniżej tego co będzie się działo w dniach 5-6maja. Miałem biegać na 2zmianie, ale Papi się czymś zatruł i nie mógł wystartować na pierwszej. O zmianie dowiedziałem się 50min przed startem, obawiałem się śniadania, które jeszcze się nie strawiło. Na szczęście nic złego podczas biegu się nie działo. To był bardzo dobry bieg, przesuwałem się cały czas do przodu i myślałem, że jestem już w czubie, kiedy nagle na 5pkt zobaczyłem około 30osób walczących na łokcie. Była jedna puszka, która leżała już na ziemi, a ludzie bili się i przepychali walcząc o cenne sekundy. Tak straciłem około 30sekund na oczekiwaniu na swoją kolei. Kiedy wreszcie udało mi się podbić ten punkt, puściłem się w pogoń. Już na 8pkt byłem w pierwszej grupce. Dalej trzeba było się kontrolować na rozbiciach do 12pkt, po to by na ostatnie kilka punktów wsiąść w tramwaj i kasować bileciki. Dobiegłem na 17miejscu, z 40’’ stratą do prowadzącego grupę, ale jak się okazało minutę przed nim, samodzielnie przybiegł mój norweski rówieśnik.

W poniedziałek przenieśliśmy się do domku w Sodertalje, gdzie trenowaliśmy do piątku.




W środę ponownie staneliśmy na linii startu, ponownie 2zmianowe sztafety. Zapowiadano 1 zmianę dzienną i drugą nocną. Mnie wystawiono na pierwszej, dlatego nie zaopatrzony w lampę pojechałem na zawody. Start zaplanowany był na godz. 19.20, trasa 9,7km, więc niestety nie zabieranie lampy okazało się wielkim błędem. Już na 3pkt w lesie robiło się ciemno, a na 8 ciężko było mi czytać szczegóły. Od 11 pkt dobiegałem do punktów i czekałem aż ktoś go znajdzie, albo sam próbowałem coś czesać. Na szczęście na widokowym Papuś dał mi lampę i ostatnią pętlę mogłem już biec w jasnościach.

W czwartek krótki trening.

W piątek wyjeżdżaliśmy na najważniejszy dla mnie start tego wyjazdu. Mianowicie Silva League w Geteborgu. Na sobotę zaplanowany był klasyk, a na niedzielę middle. W piątek mocno obawiałem się swojej formy biegowej, byłem wypompowany, każdy krok w szwedzkim lesie to robienie siły. W sobotę okazało się jednak, że to nie forma biegowa jest problemem. Mogłem biec szybko, nogi odpoczęły, ale głowa nie potrafiła myśleć. Duży błąd zanotowałem już 1pkt, dalej bardzo niepewnie na 2 i 3. Na 4, źle zrealizowałem swoje założenia, ale nie wyszło najgorzej. Wielka amba miała dopiero nadejść. Na wydawałoby się łatwy 6pkt, straciłem ponad 2min. Nie potrafiłem tam wyczytać tego zielonego, dla mnie wszędzie były choinki. Dalej spiąłem pośladki i biegłem już całkiem nie źle, popełniając błędy wariantowe na 9 i 15pkt. Przegrałem aż 13min!!! Co dało mi 19 miejsce. Wszystkie błędy oceniłem na 6-7min, dlatego mocno podłamałem się po tym biegu. Przetrenowałem całą zimę, wydawało mi się, że biegowo jest bardzo dobrze, a tutaj taka przepaść?! Marius, jak Ty to robisz?!

W niedzielę przede wszystkim chciałem się podbudować. Założenia były proste, dobre wejść w bieg, nie robiąc błędów, a dalej przyśpieszać. Udawało mi się to bardzo dobrze, do 5pkt biegłem tak jak to sobie zaplanowałem. Na pierwszym dłuższym przebiegu postanowiłem przyśpieszyć, wyszło mi to fatalnie, straciłem 2min na 6pkt. Dalej dobrze, poza błędem wariantowym na 11(90’’ straty!!!). Tuż za 16pkt przytrafiło mi się coś mega dziwnego, przebiegając przez małe bagno zgubiłem buta. Chciałem go szybko znaleźć, ale po kilkudziesięciu sekundach poszukiwań stwierdziłem, że nie mogę tutaj stracić tyle czasu i dokończyłem bieg bez buta. Przegrałem 6min i zająłem 23miejsce, ale z tego biegu jestem dużo bardziej zadowolony. Gdyby nie te błędy na 6,11 i 15, mógłbym spokojnie wejść w szóstkę.

(Niestety tej mapy również nie mam , dlatego pod moimi przebiegami, jest ścieżka z garmina innego zawodnika.)
Po biegu pozwolono mi zorganizować akcję ratowniczą mojego buta. Po 20minutach poszukiwań w lodowatym bagnie, wyciągnąłem Icebuga z głębokości około 40cm. Tak więc tego dnia jakiś sukces zanotowałem!

Jestem szczęśliwy, że mogłem biegać w takim terenie, podpatrywać i rozmawiać z gwiazdami naszego sportu i miło spędzić święta w towarzystwie Papiny. Oby więcej takich wyjazdów!