środa, 18 kwietnia 2012

Szwedzkie święta

Ostatnie kilkanaście dni zgodnie z planem spędziłem w Szwecji. Wyleciałem razem z Papusiem 4 kwietnia, po to by od 5 wyjechać z naszym szwedzkim klubem na obóz przed Tiomilą. W taki sposób spędziłem święta w iście świątecznej scenerii, tylko nie byłem pewien które to święta. Za oknem śnieg, na treningach mróz i padający biały puch. No cóż, wszystko trzeba znieść.
Jeśli chodzi o bieganie, to było dużo lepiej. Jak wiadomo w szwedzkim terenie nie można się nudzić. Na początku, każdy trening był dla mnie trudny, musiałem sobie przypomnieć ten sposób biegania.
Pierwszy trening asekuracyjnie, biegany w parze z Papim.



Drugi kontakt z mapą, to dwuzmianowe, nocne sztafety. Teren banalny, niestety popełniłem kilka małych błędów(2,6,7,10,11). Dlatego przybiegłem na 24miejscu, 90’’ za pierwszym. Jako, że w sztafecie miałem Ivara Lundanesa, to po jego biegu podskoczyliśmy jeszcze kilka pozycji.


(Gdzieś zagubiła mi się moja mapa, dlatego pod moimi przebiegami, czerwoną kreską przebiegi innego zawodnika)

Następne treningi to już teren pod Tiomilę, teren dość szybki, miejscami bardzo płaski. To co mi przeszkadzało to trudność poruszania się, ale odczuwam to w 80% szwedzkich terenów.

Najbardziej spodobał mi się sposób startowania na drugim piątkowym treningu. Zapowiedziano nam trening sztafetowy, nie do końca wiedzieliśmy czego się spodziewać. Ustawiliśmy się w kolejce i kązdy po kolei rzucał kostką do gry, żeby wybiec trzeba było wyrzucić "6".





Kolejny start zaplanowany był na Wielką Sobotę. Klasyk. W lesie śnieg, zimno, do tego teren, który wydawał mi się na początku bardzo trudny. Nie widać tego nawet na moich przebiegach, ale pierwsze 6pkt biegłem źle. Asekuracyjnie, za wolno, czytając za dużo mapę. Później było już znacznie lepiej. Skończyłem na 7miejscu, przegrywając 8min.


Kolejne treningi w terenie Tiomili.

Wreszcie nastąpił jakiś przełom na treningu. Na drugim niedzielnym treningu, wychodziło mi wszystko tak jak bym chciał, czytałem tylko te ważniejsze elementy i potrafiłem biec z taką prędkością jaką wtedy chciałem. Jedynie małe błędy na 5 i 11.

W poniedziałek kolejny raz, mieliśmy okazję do pościgania. 5zmianowe sztafety dzienne. Podobno był to sprawdzian przed Tiomilą, ale moim zdaniem teren i obsada dużo poniżej tego co będzie się działo w dniach 5-6maja. Miałem biegać na 2zmianie, ale Papi się czymś zatruł i nie mógł wystartować na pierwszej. O zmianie dowiedziałem się 50min przed startem, obawiałem się śniadania, które jeszcze się nie strawiło. Na szczęście nic złego podczas biegu się nie działo. To był bardzo dobry bieg, przesuwałem się cały czas do przodu i myślałem, że jestem już w czubie, kiedy nagle na 5pkt zobaczyłem około 30osób walczących na łokcie. Była jedna puszka, która leżała już na ziemi, a ludzie bili się i przepychali walcząc o cenne sekundy. Tak straciłem około 30sekund na oczekiwaniu na swoją kolei. Kiedy wreszcie udało mi się podbić ten punkt, puściłem się w pogoń. Już na 8pkt byłem w pierwszej grupce. Dalej trzeba było się kontrolować na rozbiciach do 12pkt, po to by na ostatnie kilka punktów wsiąść w tramwaj i kasować bileciki. Dobiegłem na 17miejscu, z 40’’ stratą do prowadzącego grupę, ale jak się okazało minutę przed nim, samodzielnie przybiegł mój norweski rówieśnik.

W poniedziałek przenieśliśmy się do domku w Sodertalje, gdzie trenowaliśmy do piątku.




W środę ponownie staneliśmy na linii startu, ponownie 2zmianowe sztafety. Zapowiadano 1 zmianę dzienną i drugą nocną. Mnie wystawiono na pierwszej, dlatego nie zaopatrzony w lampę pojechałem na zawody. Start zaplanowany był na godz. 19.20, trasa 9,7km, więc niestety nie zabieranie lampy okazało się wielkim błędem. Już na 3pkt w lesie robiło się ciemno, a na 8 ciężko było mi czytać szczegóły. Od 11 pkt dobiegałem do punktów i czekałem aż ktoś go znajdzie, albo sam próbowałem coś czesać. Na szczęście na widokowym Papuś dał mi lampę i ostatnią pętlę mogłem już biec w jasnościach.

W czwartek krótki trening.

W piątek wyjeżdżaliśmy na najważniejszy dla mnie start tego wyjazdu. Mianowicie Silva League w Geteborgu. Na sobotę zaplanowany był klasyk, a na niedzielę middle. W piątek mocno obawiałem się swojej formy biegowej, byłem wypompowany, każdy krok w szwedzkim lesie to robienie siły. W sobotę okazało się jednak, że to nie forma biegowa jest problemem. Mogłem biec szybko, nogi odpoczęły, ale głowa nie potrafiła myśleć. Duży błąd zanotowałem już 1pkt, dalej bardzo niepewnie na 2 i 3. Na 4, źle zrealizowałem swoje założenia, ale nie wyszło najgorzej. Wielka amba miała dopiero nadejść. Na wydawałoby się łatwy 6pkt, straciłem ponad 2min. Nie potrafiłem tam wyczytać tego zielonego, dla mnie wszędzie były choinki. Dalej spiąłem pośladki i biegłem już całkiem nie źle, popełniając błędy wariantowe na 9 i 15pkt. Przegrałem aż 13min!!! Co dało mi 19 miejsce. Wszystkie błędy oceniłem na 6-7min, dlatego mocno podłamałem się po tym biegu. Przetrenowałem całą zimę, wydawało mi się, że biegowo jest bardzo dobrze, a tutaj taka przepaść?! Marius, jak Ty to robisz?!

W niedzielę przede wszystkim chciałem się podbudować. Założenia były proste, dobre wejść w bieg, nie robiąc błędów, a dalej przyśpieszać. Udawało mi się to bardzo dobrze, do 5pkt biegłem tak jak to sobie zaplanowałem. Na pierwszym dłuższym przebiegu postanowiłem przyśpieszyć, wyszło mi to fatalnie, straciłem 2min na 6pkt. Dalej dobrze, poza błędem wariantowym na 11(90’’ straty!!!). Tuż za 16pkt przytrafiło mi się coś mega dziwnego, przebiegając przez małe bagno zgubiłem buta. Chciałem go szybko znaleźć, ale po kilkudziesięciu sekundach poszukiwań stwierdziłem, że nie mogę tutaj stracić tyle czasu i dokończyłem bieg bez buta. Przegrałem 6min i zająłem 23miejsce, ale z tego biegu jestem dużo bardziej zadowolony. Gdyby nie te błędy na 6,11 i 15, mógłbym spokojnie wejść w szóstkę.

(Niestety tej mapy również nie mam , dlatego pod moimi przebiegami, jest ścieżka z garmina innego zawodnika.)
Po biegu pozwolono mi zorganizować akcję ratowniczą mojego buta. Po 20minutach poszukiwań w lodowatym bagnie, wyciągnąłem Icebuga z głębokości około 40cm. Tak więc tego dnia jakiś sukces zanotowałem!

Jestem szczęśliwy, że mogłem biegać w takim terenie, podpatrywać i rozmawiać z gwiazdami naszego sportu i miło spędzić święta w towarzystwie Papiny. Oby więcej takich wyjazdów!

2 komentarze:

  1. Kilka mapek na których biegałeś znam, 2 nawet dość dobrze. I wiem tylko jedno - mega mega mega mega trudne! Gratuluję tak dobrego biegania w takim ciężkim terenie!

    OdpowiedzUsuń