poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Słowacja

Korzystając z luki w swoim kalendarzu biegowym, mogłem wybrać się w moje ulubione ostatnio miejsce – Słowację. Roznava , a  dokładniej jej okolice to tereny klasyka na JWOCu. Właśnie to był mój cel, ale swój wyjazd rozpocząłem od odwiedzin „choinkowej pary” w Krakowie. Muszę przyznać, że nieźle się urządzili. W dodatku Kraków, a raczej widok na Kraków z jednego z kopców bardzo mi się spodobał.

Wracając do spraw biegowych, na Słowację udałem się w świetnym gronie. Gronie osób, które na poważnie traktują bieganie, a w takim towarzystwie dobrze mi się trenuje.

Wyjazd krótki, ale sądzę, że właśnie takich teraz w tym terenie potrzebuję. Zaczęliśmy go od biegu na mapie, którą „uwielbiam”. Nie potrafię na niej biegać, i nie mam nawet pojęcia jak się tego nauczyć. To teren półotwarty, z olbrzymią ilością krzaków, kolców i chaszczy. Moim zdaniem trzeba mieć tam po prostu szczęście i ciało ze stali.



Drugi dzień to czas na ciekawy sprint w Roznavie oraz popołudniowy mix.
Na sprincie popełniłem 2 błędy wariantowe(4pkt(15’’) i 9pkt(5’’)), w dodatku na końcówce przeszkodziła mi zamknięta brama.



Popołudniu do gustu przypadł mi szczególnie korytarz.



W następnym dniu, zgodnie z programem JWOCa, biegaliśmy klasyk. Nie ukrywam, że był to główny trening, dla którego pojechałem na Słowację. Miałem pobiegać go bardzo mocno i zobaczyć co w trawie piszczy. Co prawda, trasa 9,3km to nie długość na prawdziwy klasyk, do tego teren bez terenów półotwartych, ale było co biegać.  Od początku szło mi bardzo dobrze, popełniałem jedynie małe wahnięcia na wejściach. Dopiero na 13pkt popełniłem większy(40’’) błąd, jednak myślę, że gdyby w lesie stały punkty(biegaliśmy wszystkie treningi na czerwono-białe taśmy), nie mógłbym go przeoczyć. Kolejne 20’’ zostawiłem na 18(tutaj podobnie jak na 13, stałem przy ściance, ale nie widziałem taśmy). Dopiero na mecie zobaczyłem czas. Na zegarku widniało 56’17’’, a czas jaki chciałem osiągnąć przed treningiem to 56’(6’/km). Może gdyby na mapę dorzucić drogi, magiczne 6’/km zostałoby złamane. Mimo wszystko po treningu byłem bardzo zadowolony.



Kolejny trening to bieg na mapie, najbardziej podobnej do mapy z klasyka. Niestety nie wystrzegłem się błędów(15’’ na 2pkt oraz 50’’ błędu na 7pkt, gdzie po prostu pomyliłem niecki).



Tego dnia po południu powróciliśmy na moją ukochaną mapę. Po raz kolejny nie potrafiłem przedzierać się przez te „habazie”.


(Powyżej jedna z 3pętelek)

Ostatniego dnia dostaliśmy bardzo ciekawy trening, mianowicie interwały. Niestety, jako, że w niedzielę zaplanowany miałem start w GPŁ, biegałem go jak zwykłą traskę poruszając się z nóżki na nóżkę.



Dodatkowym punktem programu na wyjeździe były codzienne, wieczorne analizy map na JWOC. Każdy z nas układał trasę, a następnie wszystkie analizowaliśmy. Myślę, że bardzo dobrze wykorzystałem tą wyprawę, a czasy na treningach oraz dobra forma techniczna pozwala optymistycznie patrzeć w przyszłość. 

2 komentarze:

  1. Musisz się wybrać na mapy z zeszłorocznego WOCu do Francji. Coś mi się wydaje, że poznasz wiele ulubionych map ;)

    Śledzę i trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  2. A na naszej ulubionej mapie paska od mojego Garmina nie znalazłeś??;P

    OdpowiedzUsuń