czwartek, 23 lutego 2012

Spuszczony ze smyczy

Na weekend 18-19 luty, udało mi się uciec z „więzienia” do domu. Była to wspaniała okazja do sprawdzenia swojej formy. Akurat w niedzielę rozgrywany był bieg z cyklu Grand Prix Łodzi w biegach przełajowych. Dystans standardowo 5km, chociaż od tego roku pętla jest zmieniona. Na tej nowej biegałem pierwszy raz, jest lepiej wymierzona i wygląda na to, że rzeczywiście jest teraz 5km(mój Garmin naliczył całe 40m więcej). Stając na starcie, zupełnie nie byłem w stanie powiedzieć na jaki wynik mnie stać. Było to dosyć dziwne uczucie, ale jednocześnie przyjemne. Po kilku ciężkich tygodniach, czułem się jak spuszczony ze smyczy pies. Możliwe, że tak też wyglądałem, bo od początku wybiegłem do przodu, prowadząc całą stawkę.



Do 1km czułem na plecach oddech kilku biegaczy.O dziwo biegło mi się tak luźno, a zarazem tak przyjemnie, że tego dnia nikt nie był w stanie mnie pokonać. Czerpałem baaardzo dużo radości przez cały bieg, jeszcze kilka godzin po biegu cieszyłem się, że wreszcie udało mi się wystartować w zawodach. Całość pokonałem w 16:39, więc zważając na warunki i przebieg biegu, byłem usatysfakcjonowany. Jak widać, forma biegowa nie jest taka zła, jak mi się wydawało.


3 komentarze:

  1. Mógłbyś napisać kilka o tempie poszczególnych pętli. Czy ścigałeś się pod koniec z Witkiem Jasińskim, czy cały czas kontrolowałeś bieg ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsza pętla w 8:22(3:21/km), druga w 8:17(3:19/km). Generalnie od 1km wyłączyłem się zupełnie, sprawiało mi to olbrzymią radość. Dopiero na jakieś 300m przed metą usłyszałem jak trener Gapiński dopinguje Witka, wtedy pomyślałem, że musi być blisko za mną, więc przyśpieszyłem. Trudno powiedzieć czy kontrolowałem bieg, bo nie wiem jak rywale za mną się tasowali. Ja biegłem swoje, a na koniec zostało mi wystarczająco dużo sił, żeby przyśpieszyć i nie dać się wyprzedzić Witkowi. Chociaż nie powiem, bo Jasinka zadziwił swoim biegiem, chyba nie tylko mnie.

    OdpowiedzUsuń